Pierwsze nasze spotkanie to było patrzenie na siebie… /Rozmowa z matką. Wywiad 3./Więzi odNowa – Powrót/

– Magdo, rozmawiałyśmy w 2017 roku, ponad dwa lata temu…. Wywiad z Tobą znalazł się w naszej książce Więzi odNowa. Wtedy Twoja najstarsza córka była jeszcze (tu fragment tamtego wywiadu):

… w rodzinie zastępczej, sto osiemdziesiąt kilometrów stąd.

Mamy możliwość spotykania się raz w miesiącu. Teraz nam w końcu pozwolili iść do restauracji bez asysty. Do tej pory, od roku, spotkania odbywały się w obecności psychologa i rodziny zastępczej. A teraz, już zrozumieli, że dziecka nie porwę… Kontakt nawiązałyśmy rok temu. Po ośmiu latach niewidzenia…

– Jak to się stało, że córka znalazła się w rodzinie zastępczej?
Przez to, że wylądowałam w zakładzie karnym….

Lato 2019 roku. Jestem w gościnie u Magdy i jej rodziny.
Andżelika – najstarsza córka Magdy jest już od dwóch miesięcy z nią, po 11 latach przebywania w rodzinie zastępczej (z czego 8 lat nie miały z sobą żadnego kontaktu). Rozmawiamy. Partner Magdy pan Przemek i Andżelika biorą udział w rozmowie.

– Magdo,  jak teraz patrzysz na Waszą drogę, co o tym myślisz, co czujesz?

M:  Przede wszystkim …. moja córka Andżelika bardzo przeżywała wszystkie nasze rozstania.
A oni wmawiali jej, że to właśnie same spotkania ze mną źle na Andżelikę wpływają. Zawsze dążyli żeby miała psychologa, chociaż ona nie chciała. I po każdym spotkaniu z nami musiała iść do psychologa…

– Andżeliko, nie chciałaś korzystać z pomocy psychologa?

A:  Nie chciałam.  Wiedziałam, że poradzę sobie sama.

– Radziłaś sobie?

A:  Tak. Sama sobie wszystko tłumaczyłam. Miałam wsparcie przyjaciółki, która też ma problemy rodzinne.

M:  Akurat ta dziewczyna jest teraz z nami. Zaprosiliśmy ją na dwa tygodnie wakacji do naszego domu.

A:  Rozumiałyśmy się bardzo dobrze i mogłyśmy się nawzajem wspierać.

– A jak teraz się czujesz, Andżeliko?

A:  Lepiej. Taka jakby… nie wiem… Po prostu TU się o wiele lepiej czuję. Od początku tak było… Chciałam się TUTAJ wprowadzić.

– A Pan, Panie Przemku?

P:  Co ja mogę powiedzieć? (śmiech)

Gdy poznałem Magdę, to już miała dzieci. Wiedziałem, że jest Andżelika, że będziemy się o nią starać. No i zaczęliśmy walkę. Walczyliśmy ponad trzy lata.

Starałem się zawsze Magdzie  pomagać w jej staraniach o odzyskanie Andżeliki. Zawoziłem na każdą sprawę, na każde spotkanie. I byłem oczywiście przy każdym spotkaniu.

M:  A ile się nasłuchał przy okazji… Pełna podziwu jestem. Nerwy wyrzucałam w domu, jestem ogólnie nerwowym człowiekiem.

P:  Radość dla nas nastała z dniem piętnastego kwietnia…

M:  Wyglądało to tak: po przedostatnim spotkaniu z córką zdążyliśmy tylko wjechać na autostradę, kiedy do mnie zadzwoniła z płaczem, że oni znowu mają do niej wielkie żale. Nie mieliśmy możliwości cofnięcia się z autostrady. Moja córka usłyszała od mamy zastępczej „Żałuję dnia, gdy cię poznałam”.

Przecież Andżelika sama się do rodziny zastępczej nie pchała! Od jakiegoś czasu wiedzieli, że przyjdzie dzień, gdy wróci do domu. A oni ją tyrali psychicznie, po czym zganiali winę na nas, mówiąc, że musi iść do psychologa, bo źle znosi wyjazdy do Łodzi.

Aż w końcu tak mnie zaczęła ta rodzina denerwować (non stop powodowała odraczanie sprawy), że wzięłam adwokata. Łożyłam na dziecko, płaciłam alimenty, obkupywałam, bo jej wciąż zabraniali wszystkiego…

Potrzebowała kurtki, mówiła im o tym. To jest małolatka, dorastająca dopiero kobieta, chciała zabłysnąć poprzez ubiór; wizerunek jest istotny dla znajomości szkolnych. Kurtka kosztowała około 230 zł, w  Reserved. Poprosiła ich. Odmówili. A dostawali przecież pieniądze, mieli też ode mnie, więc odciążeni byli bardzo…

Nie chcę ich więcej obgadywać, bo już mam ten rozdział zamknięty. Fajnie się to zakończyło dla mnie.

M:  Po powrocie Andżeliki do domu sprawa się zamknęła. Rodziny zastępczej nie ma teraz w ogóle w naszym życiu. My nie dzwonimy, nie piszemy do nich i oni też nie. Nie przyślą nawet maila, sms-a… Był Dzień Dziecka, były jej urodziny…. Nie przyszło nic.

Mało tego: w dniu, gdy była rozstrzygająca sprawa, zabrali Andżelice numer telefonu. Mogli ze mną przecież porozmawiać, że do końca umowy, przez dwanaście miesięcy będzie miała ten numer, a później zmieni na nowy. Przecież wszyscy znajomi mieli jej numer telefonu! Córka teraz stwierdziła, że rodzicom zastępczym nie poda obecnego numeru. Mają jej maila, nie zmieniała. Ale nie odzywają się.

– Czyli kontaktu nie ma?

M:  Nie ma w ogóle.

A:  Dla mnie to jeszcze lepiej. Mniej stresu. Jak byliśmy w Piasecznie, na zakończeniu roku, mama spytała czy chcę tam podjechać. Powiedziałam: Nie.

P:  Oni za dużo od niej wymagali: musiała gotować, sprzątać, 3-4 razy dziennie wychodzić z psem, i chociaż było tam jeszcze dwóch braci, synów biologicznych tej rodziny, wszystkim obarczali ją. Na przykład obiadami. W wieku 14 czy 15 lat… Co piątek.

M:  Miała w piątek: pójść do szkoły, odrobić lekcje, posprzątać całe mieszkanie, a są tam: trzy pokoje z  kuchnią, dwie łazienki, salon, korytarz i kuchnia. Do tego jeszcze musiała zrobić obiad.

A:  Mimo, że jadłam w szkole. Ale musiałam dla nich zrobić. Bo to był mój dyżur.

– Pamiętasz pierwsze spotkanie z mamą?

A:  To było trzy lata temu. Ale nie pamiętam co miałam w głowie. Wtedy byłam w takim wieku, że nie pomyślałabym, by spytać mamę gdzie byłaś gdy cię potrzebowałam
Jeśliby to wszystko działo się teraz, miałabym pewno inne myśli… Może wpłynęły by na naszą relację. I nie byłaby taka dobra jak jest….

M:  Pierwsze nasze spotkanie, po tych ośmiu latach to było takie patrzenie na siebie. Jak ją zobaczyłam, to jakbym zobaczyła siebie z młodych lat. Łzy zaczęły same cieknąć. Przytuliłam się i jedyne, co wyszeptałam to: „Pięknie wyglądasz”. Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć…

Andżeliko, dzięki czemu udał się Twój powrót? Jak sądzisz?

– A:  Ja i mama walczyłyśmy o to. Miałam rozmowę z panią sędzią. Główne jej pytanie dotyczyło tego czy chcę się faktycznie wyprowadzić.

– Opowiedzcie o tym dniu…

M:  Non stop prawie byłyśmy na kamerce. Na autostradzie trochę nam przerywało. Pytam: „Wstajesz?” Ona: „Jeszcze nie”. Za niedługo dzwonię znowu i mówię: „Niunia, spóźnię się do sądu, bo był wypadek na autostradzie”. Byłam bardzo negatywnie nastawiona do rodziny zastępczej, ten wypadek ich uchronił przed moją złością. Jak dojechałam do sądu, było już po sprawie. Powiedziałam, że nie wyjdę, dopóki się nie dowiem jak zakończyła się sprawa. Wpadłam do pani sędzi, sędzia powiedziała, że teraz nie może, bo rozpoczyna nową sprawę, żebym skierowała się do biura podawczego. Poszłam do biura podawczego, tam dziewczyny uświadomiły mi, że muszą upłynąć trzy doby zanim będą miały decyzję sądu w systemie.

Trafił mnie tam szlag! Poruszyłam niebo i ziemię, powiedziałam, że nie opuszczę sądu dopóki nie dowiem się jak zakończyła się sprawa. I dopiero jedna dziewczyna dowiedziała się …

P:  Nie… Dzwoniłaś do rodziców zastępczych… Tamta dziewczyna chciała, ale nie mogła nam pomóc, bo nie miała jeszcze tej informacji w  systemie. Powiedziała, że jedyne co możemy zrobić, to zadzwonić do sędzi bądź do rodziny zastępczej, która była na sprawie.

M: Tak. Dzwoniłam do matki najpierw, nie odbierała ode mnie, więc zadzwoniłam do ojca, też nie odebrał. Już nerwy zaczęły nas ściskać. Myśleliśmy, że specjalnie nie chcą nas poinformować o ostatecznej decyzji. Ale za jakiś czas ojciec zastępczy oddzwonił, jeszcze byliśmy w sądzie. Powiedział, że już JA jestem prawnym opiekunem córki. I że mogę podejść do szkoły, by zmienić dane opiekunów. Tak zrobiliśmy. Ale najpierw pojechałam po dziecko.

– Andżeliko, dowiedziałaś się od Twojej mamy, przez telefon?

A: Tak. Oni nic mi nie powiedzieli. Weszli do domu i stwierdzili, że mama mi wszystko powie.

P: Jak była wcześniejsza sprawa, gdy Andżelika podjechała z rodzicami zastępczymi do sądu, to w  ogóle jej nie pozwolili się z nami spotkać.

A:  Wy staliście przy sądzie, a my w samochodzie po drugiej stronie. Stwierdzili, że mam nie wychodzić ze względu na to, że przeżyję stres.

M:  A nasze spotkania były już wtedy w trakcie, to nie tak, że się nie widywałyśmy. Byłyśmy na spotkaniach, najpierw z towarzyszeniem psychologa z PCPRu, potem same co miesiąc. Dalej było urlopowanie do Łodzi na weekendy…
Jak powiedziałam to sędzi, to nawet ona się zdenerwowała, że ograniczają kontakty. Matka przyjechała z Łodzi do Piaseczna – ma prawo zobaczyć się z dzieckiem!

P:  Andżelika ich nie posłuchała, wyszła z samochodu do nas.

M:  A sędzia później pozwoliła nam zabrać córkę do domu tego samego dnia, co sprawa.

A:  Pamiętam, jak oni zawsze mi nagadywali: „Sędzia się na ciebie denerwuje, jest po naszej stronie”. Nie wiedziałam co mam myśleć.

– Ile lat byłaś Andżeliko w tej rodzinie zastępczej?

A:  Jedenaście. Mówiłam do nich mamo, tato…

– Jak się czujesz Andżeliko z tym, że Twoja mama biologiczna tak o Ciebie walczyła?

A: Dobrze. (śmiech) Mama ma ciężki charakter i jak chce coś osiągnąć, to działa aż do skutku.

– A jak Ci się układa z rodzeństwem?

A:  Zawsze chciałam mieć młodsze rodzeństwo… I chyba sobie tego nie przemyślałam (śmiech).

M:  Może nie zdawałaś sobie sprawy jaki to jest ciężki obowiązek być starszą siostrą. 

A: Tak. To ja zawsze muszę zwrócić uwagę, przypilnować, posprzątać, …

– Masz być przykładem?

A: Tak…

M:  Wygląda to tak, że Andżelika bierze książkę, Ewelina mówi: „No ja chyba też sobie poczytam”. I zaraz siada i czyta. Jak ona zaczyna czytać, to Eryś siada przy literkach…

P:  Od początku przygotowaliśmy dla Andżeliki łóżko, na wypadek gdyby wróciła. Musiało być dodatkowe spanie, kurator to sprawdzał. Kupiliśmy wysuwane łóżko, w którym było osobne dla niej.

M:  Na początku, gdy Andżelika do nas przyjeżdżała, to była rozchwytywana, szczerze mówiąc. Każdy ją chciał zobaczyć. Były łzy, przytulania… Mieliśmy wtedy swoje atrakcje, swój czas.

Rozmawiamy teraz dużo. Nawet kiedy na coś się zdenerwuję, to siadam z nią i od razu rozmawiamy. Mówię co mi nie odpowiada, co, moim zdaniem, powinno wyglądać inaczej. Ona też ma możliwość wypowiedzieć się w danym temacie. Żeby nie było, że tylko ja mówię i to jest rozmowa jednostronna. Dialog odbywa się cały czas.

– Jest dialog, Andżeliko?

A: Tak.

M: Jest, jest… Cały czas.

Wywiad został przeprowadzony przez Ewę Chalczyńską w ramach projektu Więzi odNowa – Powrót, realizowanego przez Fundację Zielone Wzgórze w partnerstwie z Uniwersytetem Łódzkim, dofinansowanego ze środków Programu FIO.

Wcześniejszy wywiad z Magdaleną, przeprowadzony w ramach naszego poprzedniego projektu, gdy jej córka była jeszcze w rodzinie zastępczej, można przeczytać w części pt. Droga do domu książki Więzi odNowa wydanej przez Fundację Zielone Wzgórze w 2017 roku. Wywiad nosił tytuł: Najbardziej bałam się, że córka zapyta: Gdzie byłaś, jak cię potrzebowałam? (Rozmowa z Barbarą). Wszystkie imiona zostały wówczas zmienione ze względu na nie dający się wtedy przewidzieć przebieg wydarzeń.

Dodaj komentarz