Kiedy byłem w gimnazjum, zacząłem sobie dorabiać. Ojczym z mamą pili, brakowało na jedzenie. Wstawałem o szóstej; w szkole siedziałem przeważnie do piętnastej, szesnastej, bez śniadania. Potem leciałem do warsztatu samochodowego, gdzie pracował mój przyrodni, dużo straszy brat. Jakoś tam przez godzinkę-dwie ogarniałem halę i za to dostawałem jakieś tam pieniądze. A zanim jeszcze zacząłem sprzątać to dostawałem jedzenie, które mój brat miał dla mnie zrobione. Żebym zjadł sobie śniadanie, o godzinie siedemnastej…
Wracając robiłem zakupy: chleb i coś do chleba. Ojczym nigdy nie wiedział, że to jedzenie jest z pieniędzy, które zarobiłem, tylko mama wiedziała. Mówiła mu, że przynoszę jedzenie z TPD. Wcześniej też trochę dorabiałem, w sklepie warzywnym, ważyłem ziemniaki. I często się zdarzało, że jak byłem już „po pieniądzach” to mama mnie prosiła, żebym wziął „na kreskę” u tego faceta co dorabiałem, choćby puszkę paprykarzu, bo faktycznie nie było co jeść. Do sklepu byliśmy wysyłani z karteczką, gdzie było napisane: „poproszę piwo, flaszkę, papierosy i cztery paczki chipsów”. Długi rosły. Kiedyś poszedłem po chleb, a pani, która tam pracowała powiedziała: „przykro mi, ale nic już wam nie dam”.
Z moimi trzema siostrami dzieliliśmy się bułką tartą.
Nocami słyszałem różne rzeczy… Miałem problemy z zasypianiem.. To był natłok różnych myśli… Analizowałem co się dzieje w domu. Czasem to chciałem ojczymowi wbić „kosę” w plecy.
Miałem dość, większość dzieciństwa miałem zmarnowane, a chciałem jeszcze trochę z tego skorzystać. Wiedziałem też, że jak skończę osiemnaście lat i wyjdę z tego domu, to wszystko co ja mam teraz, czyli to lanie, to nękanie psychiczne, fizyczne, patrzenie jak mama dostaje po twarzy będzie udziałem moich sióstr.
I pociągnąłem siostry za sobą.
To było tak: Przed moją ostatnią lekcją, zawołała mnie pani pedagog. Jak wszedłem do jej pokoju – siedzieli tam już ludzie z pogotowia opiekuńczego oraz dyrektor szkoły i powiedziano mi, że moje siostry czekają w aucie i żebym poszedł po swoje rzeczy. Wtedy wybuchłem taką radością, że chciałem już wybiec, ale powiedzieli, że nie pójdę sam, że pójdą ze mną. Najprawdopodobniej bali się, że ucieknę… Kiedy wsiadłem do samochodu moje siostry były zapłakane.
Trafiliśmy do placówki, było przeszukanie, potem kąpiel; ciuchy dostaliśmy czyste, placówkowe. Moja najmłodsza siostra weszła pod natrysk i zaczęła spod niego uciekać, bo nie wiedziała co się dzieje. To był taki bezcenny widok, wzruszający.
Po pierwszej nocy w placówce rano dostałem telefon od mamy, czy jestem zadowolony z tego co zrobiłem; była zapłakana. Przez pierwszy okres nie rozmawiałem ani z mamą, ani z ojczymem. Siostry też jakby miały do mnie żal…
Po siedmiu dniach moje siostry miały zostać przewiezione do filii pogotowia opiekuńczego, a ja miałem zostać. Złapałem strasznego doła, w szkole nie byłem sobą. Ale moja wychowawczyni zapytała co się dzieje i potem się okazało, że mam się pakować i że jadę z siostrami. Byłem szczęśliwy.
Tam inaczej wyglądało, nie było krat w oknach, drzwi nie były zamykane na klucz, nie musieliśmy spać przy otwartych na oścież drzwiach, gdzie wychowawcy chodzili po holu i każdy szelest było słychać.
W tej drugiej placówce spędziliśmy sporo czasu. Z mamą zaczęły się trochę odbudowywać relacje. Pamiętam jak weszła do mnie na grupę… Przyszła z ojczymem. Bałem się, ale podszedłem. Dopiero wtedy poczułem zapach tej wilgoci, jaką byliśmy zawsze przesiąknięci. To był strasznie przykry zapach, trudny do wyeliminowania, rzeczy wzięte z domu musiały być w placówce wielokrotnie prane i wietrzone.
Ale początki w placówce były ciężkie, bo mama mnie nienawidziła. Za to, że puściłem parę z ust i że zabrali też moje siostry. A przedtem w domu byłem zastraszany, mówili mi, że jak zabiorą mnie do placówki to nie będę miał rodziców. Mówili, że nikt nie może się dowiedzieć co się dzieje w domu. W pewnym momencie zrozumiałem, że nie mogę tak dawać się zastraszać jak mama.
Dzięki mamie nauczyłem się paru rzeczy… Ona była kobietą, która nie potrafiła przyjąć pomocy, była bardzo zamknięta. Zrozumiałem, że nie można bać się prosić o pomoc. Jeśli ktoś mi oferuje pomoc, to nie muszę przyjmować jej całej, ale jakąś część. Korzystam z tego bardzo często. Przedtem byłem zamknięty w sobie, popadłem w depresję. Moja siostra opowiadała, że wchodziła do pokoju, coś mówiła, a ja nic, patrzyłem się przed siebie, nic nie odpowiadałem. Osobą, która mi pomogła była pani psycholog w placówce; śmiała się jak tylko z daleka mnie widziała. W pewnym momencie zacząłem lubić z nią rozmawiać, bo mi się robiło lżej na sercu. Wchodziłem do niej na dziesięć minut, po jakąś kartkę, a wychodziłem po trzech, czterech godzinach.
Długi czas nie miałem kontaktu z mamą, ale w końcu zaczęliśmy się spotykać. Z ojczymem też próbowałem rozmawiać, ale znów zaczął mi ubliżać, w placówce, przy siostrach. Wtedy w sumie przestałem się bać. W placówce powtarzali mi jedno: „Ty jesteś u siebie, oni są gośćmi. Nie masz ochoty się z nimi widzieć, wstań, wyjdź. A jeżeli coś będzie źle to zostaną wyproszeni”. Wtedy przestałem się bać ojczyma. Naprawdę przestałem się bać. To był pierwszy taki moment, kiedy mogłem mówić patrząc mu w oczy i nie bać się, że mnie uderzy. To było cudowne. Będąc w domu, a nawet będąc jeszcze w szkole, wiedząc, że ojczym jest w domu miałem takie odczucie, którego nienawidziłem. Zawsze objawiało mi się to w nogach, takie dziwne uczucie, takie miękkie się robiły. Długo to trwało.
Z mamą miałem nieraz różne starcia, choć zawsze starałem się być spokojny. Ją najbardziej denerwowało gdy prosiłem: daj sobie pomóc. Ludzie w placówce też jej to proponowali. Ale ona ciągle szukała wymówki, żeby zostać przy ojczymie. Bo mieli wspólne dzieci, wspólne długi… Bała się go. Dlatego też przychodziła do mnie wcześniej, a jak on przychodził do moich sióstr to ja uciekałem do siebie i koniec naszego spotkania. Z nimi siedzieli oboje, bo do dziewczyn ojczym nic nie miał, ale ja byłem wrogiem numer jeden.
Ponad rok byłem w pogotowiu opiekuńczym, a do domu dziecka trafiłem dopiero po śmierci mamy, przed osiemnastką. I siedziałem tam ponad trzy lata.
Moja relacja z mamą zaczęła się poprawiać dopiero po jej śmierci… Moja młodsza siostra mówi: „Pamiętasz, jak byłeś chory i mama przyszła i przyniosła ci słodycze? Mama mówiła wtedy: tylko cicho, bo tata nie może się dowiedzieć…”. Z jednej strony robiło mi się ciepło na sercu, a z drugiej przykro, bo on jej narzucił zakaz. Zakaz spotykania się ze mną, i musiała się go trzymać, bo inaczej miałaby awantury…
Mama uległa wypadkowi. Potrącił ją samochód na pasach. Dowiedziałem się, że na drugi dzień miała wyznaczoną rozmowę z sędzią na mój temat. A nie chciałem wrócić do domu i w sumie nie miała mi już tego za złe, nawet chciała mi w tym pomóc. Tylko nie udało jej się, doszło do śmiertelnego wypadku. Ja i jedna z moich sióstr zostaliśmy sierotami.
Mi groziło schronisko dla bezdomnych, bo już miałem skończyć osiemnaście lat.
Ale znalazło się miejsce w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Przewieźli tylko mnie, wszystkie siostry zostały w pogotowiu. Mnie przewieźli w maju, moją siostrę, która była wiekowo po mnie przewieźli do mnie w październiku. Po jeszcze jakimś dłuższym okresie dołączyły do nas dwie pozostałe; w ich przypadku postępowanie musiało trwać dłużej.
Po śmierci mamy sądziłem się z ojczymem. Toczyło się postępowanie o znęcanie fizyczne i psychiczne nade mną. Pierwszy wyrok to było osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata, ale złożył apelację. Na apelacji byłem przez sędziego przesłuchiwany przez trzy godziny. Był przy tym ojczym i jego adwokat. Pytania adwokata tylko pogrążały jeszcze ojczyma. A ja naprawdę się nie bałem, bo wiedziałem, że nic mi nie grozi. Już nic nie mógł mi zrobić. Sędzina chciała to załatwić ugodowo, że podamy sobie ręce, on mnie raz na jakiś czas zaprosi na obiad. Po chwili zastanowienia nie byłem temu przeciwny, ale on stwierdził, że nie. Sędzina zaproponowała żebym wytoczył postępowanie przeciwko niemu co do tego czasu kiedy z nim mieszkaliśmy, ale już tak żal mi było tego człowieka i też myślałem o moich siostrach, które jeździły do niego na urlopowania. Po śmierci mamy tylko on im został. Nie wycofałem tego co powiedziałem, ale tego drugiego postępowania nie zaczynałem. Chciałem tylko, żeby zrozumiał swój błąd. Ale tak się nie stało. Zdarza się jeszcze, że słyszę jak gdzieś mi ubliża, ale już się tym nie przejmuję.
On walczy, żeby siostry wróciły do domu, słyszałem że remontuje mieszkanie. Na razie przyjeżdżają do niego na weekendy, święta.
Z tego co wiem teraz ma duże szanse, żeby wróciły. Siostry twierdzą, że dobrze się stało, że są w domu dziecka i nie chcą do ojczyma jeździć. Nasłuchałem się różnych rzeczy od sióstr. O tym nikt nie wie w placówce. Jeżeli dziecko alarmuje, że nie chce jechać do domu to coś to znaczy. To nie jest brane pod uwagę, nikt tego nie zbadał w żaden sposób, tylko było „Jedźcie do domu, będzie dobrze”. Mimo, że najmłodsza siostrzyczka protestowała. Poszedłem do wychowawcy i zadałem mu to pytanie: dlaczego nikt nie sprawdzi tego. Bo to co mi mówiły siostry musi zostać między nami, one mi to powiedziały w zaufaniu. My w placówce musieliśmy trzymać się razem, ale ja wiem, że w domu się działy przykre rzeczy.
Wyprowadziłem się z placówki w maju, teraz przeszedłem okres próbny i zostałem skreślony z listy. Ten okres to była trudna droga. Wynajmowałem mieszkanie, zostałem wyrolowany przez właściciela. Bez prądu żyłem, pracy nie miałem przez jakiś czas, więc było bardzo ciężko, ale dałem radę. Potem zamieszkałem w drugim, też wynajmowanym mieszkaniu. Spotykam ludzi, którzy mi pomagają. Teraz trafiła mi się okazja wykupienia mieszkania, za odstępne, mógłbym zrobić tam sobie remont. Raczej tak zrobię, wątpię, żebym przyjął mieszkanie od miasta z tego względu, że tutaj mam lepsze warunki i to jest tylko moje. Sąsiadów też mam wyśmienitych, wolę to niż takie mieszkanie z placówki, gdzie się okaże, że wszędzie meta i melina.
Plan awaryjny to, że wyjadę za granicę do pracy, do Anglii albo Holandii..
Planuję zostać kierowcą zawodowym na samochody ciężarowe do trzech i pół tony Wysłałem CV, zostałem przyjęty. Kocham to, a alkohol mi nie smakuje… Często też znajomi dzwonią, żebym kogoś zawiózł, jestem wtedy w stanie rzucić wszystko, bo wiem, że pojadę samochodem.
Prowadziłem bloga, jakiś czas temu, tylko, że laptop mi ukradli w placówce. Nie miałem się jak logować, więc mój blog został usunięty przez administratora. Z jednej strony się cieszę, bo popełniłem błąd pisząc ciągiem. Teraz piszę od nowa i porobiłem rozdziały. Chcę go napisać, pokazać, że mimo złego traktowania w życiu przez rodziców i przez rówieśników, można to przełamać. Będę tam opisywał sytuację, która była w domu, później tę w placówce oraz swoją obecną. Szczególnie w naszym mieście jest dużo takich rodzin, gdzie są tragedie ze względu na duże bezrobocie. To co się dzieje to tylko cztery ściany wiedzą. Chciałbym, żeby ludziom włączało się, że są ofiarami przemocy. Ja też byłem zastraszany. Można jednak z tego wyjść, zyskać lepsze życie.
Podchodziłem do nowego bloga kilka razy, nie mogłem zacząć.
Teraz postanowiłem, że za każdym razem jak będę miał pięć tysięcy słów – będę wrzucał. Brakuje mi dwóch tysięcy. Czasem wpadam w taki ciąg, że potrafię pisać kilka godzin i zastaje mnie późna noc. Ale czasem potrzebuję przerwy, zwłaszcza jak mi się przypominają różne zdarzenia z mamą ….
Planuję też napisać książkę.
Relacja spisana na podstawie wywiadu z Michałem, przeprowadzonego w ramach projektu Więzi odNowa realizowanego przez naszą Fundację w latach 2016-2017 i współfinansowanego ze środków Programu FIO. Wywiad można przeczytać w książce pod tym samym tytułem.