O tym, że jestem adoptowana dowiedziałam się gdy miałam 7 lat od mojej mamy – adopcyjnej – dla mnie po prostu mamy, jedynej jaką mam. Wtedy informacja jaką usłyszałam niczego w moim życiu nie zmieniała, lecz z biegiem lat zaczęłam bardziej wnikliwie pytać, bo jednak chciałam wiedzieć coś więcej…
Urodziłam się w Tychach. Matka biologiczna zostawiła mnie w szpitalu. Zrzekła się całkowicie praw rodzicielskich. O niej samej wiem niewiele: jak miała na imię i nazwisko… i w sumie tyle tylko. W aktach było napisane, że ojciec nieznany więc o nim już nie wiem nic. Moi rodzice adopcyjni po kilku miesiącach wzięli mnie ze szpitala do nowego domu w innym rejonie Polski. I ten etap kiedy tylko takie informacje miałam i nie potrzebowałam więcej trwał do ok. 14-15 roku życia. Z czasem zaczęłam bardziej dopytywać.
Teraz mając 26 lat chciałabym dowiedzieć się o rodzeństwie biologicznym, męczy mnie przeczucie, że matka biologiczna nie tylko mnie jedną urodziła. Ale jakoś ciągle oddalam próbę ewentualnego odnalezienia rodzeństwa i nawet dowiedzenia się czy takie w ogóle istnieje. Nie do końca też wiem jak to zrobić, gdzie się udać. Ale nie jestem także na 100% przekonana, że faktycznie chcę coś zmieniać w swoim życiu. Może lepiej aby zostało tak jak jest… Czasem ta niewiedza przygniata, szczególnie, że zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Tak więc chciałabym wiedzieć czy mam rodzeństwo.. Ale nie tylko takiej informacji potrzebuję…
Zdarza się, że odczuwam potrzebę odnalezienia matki biologicznej i zrobienia jednej z dwóch rzeczy: jeśli żyje -podziękowania jej za życie, które mi dała i za to, że zostawiła mnie w szpitalu a nie np. porzuciła czy zabiła, że dała mi szansę na normalne życie, rodzinę i dom; jeśli by się natomiast okazało, że matka nie żyje – odnalezienia cmentarza i zapalenia znicza na grobie. Może to głupie i mało realne: znaleźć cmentarz i grób ale… te dwie potrzeby odnośnie matki biologicznej to taka moja ,,misja” – abym mogła jej jakoś podziękować…
Potrzeba znalezienia rodzeństwa – abym przeszłość mogła zamknąć, by ta niewiedza o rodzinie, o moich korzeniach już się skończyła, by było to określone i wiadome. Brakuje mi na razie odwagi by się tym zająć, boję się, że może to spowodować za dużo zamętu w życiu, że mogę usłyszeć coś co by zabolało. Może się np. okazać, że matka nie otworzy mi drzwi… Jest jednak sporo różnych możliwości – dlatego sama nie wiem czy powinnam w to wnikać… Ciągle się miotam.
To jest relacja nadesłana przez Angelę mailowo. Rok później przeprowadziliśmy w ramach projektu Więzi odNowa rozmowę – wywiad z Angelą.
Ukazała się w książce pod tym samym tytułem, wydanej w 2017 r. przez naszą Fundację w projekcie współfinansowanym ze środków Programu FIO.