„Chciałabym, żeby Oliwka własnej matki się nie wstydziła.”

 

Kim są osoby, które utraciły prawa do własnych dzieci? Prawa do widzenia, wychowywania, opiekowania się. Jakie kryją się za tymi utratami historie? Co oni myślą i co czują? Zapraszamy Państwa do poznania historii Estery.

 

Estera jest mamą dwójki dzieci przebywających od wielu lat w rodzinie zastępczej.

 

 

Pani dzieci nie są z Panią. Jak do tego doszło?

 

Są w województwie zachodniopomorskim u mojej siostry przyrodniej. Powodem był mój alkohol. Przy pierwszym dziecku zbiegły się nieszczęśliwe okoliczności: babcia mi umarła, traciłam mieszkanie, wszystko… Nie miałam żadnego wsparcia od najbliższej rodziny, a mój organizm był już mocno uzależniony. Wygnano mnie z domu macochy, która powiedziała mi, że zajmie się moim dzieckiem, ale ja to już mam sobie sama radzić. W pewnym momencie poszłam do szpitala psychiatrycznego. W tym czasie mój ojciec
i macocha wytoczyli mi sprawę o pozbawienie/ograniczenie praw rodzicielskich, tłumacząc to tym,
że dziecko musi z czegoś żyć, a jak będzie formalna rodzina zastępcza, to będą jakieś pieniądze.

„Najfajniejsze” jest to, że mój ojciec mnie nigdy nie wychowywał, był pozbawiony względem mnie praw rodzicielskich. Sąd to tak obszedł, że rodziną zastępczą dla mojego Krystiana nie został mój ojciec, lecz jego żona.

Jeśli chodzi o zabranie mojej młodszej córki, Oliwki, to też powodem był mój problem alkoholowy. Ale ja nie miałam znikąd pomocy. Oliwia bardzo chorowała. Jest po zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych. Potrzebna jej była rehabilitacja, a my się poniewierałyśmy po stancjach, po schroniskach dla osób bezdomnych.
Tak więc po pięciu latach moje drugie dziecko także wylądowało u mojego ojca i jego żony.

Ja się sądów strasznie boję… Nie umiem walczyć i nigdy w sądzie nie zadałam tego pytania: Dlaczego nikt się nie spytał, gdzie moja rodzina była przez te pięć lat? Ci niby szlachetni dziadkowie, których tak pani sędzia pod niebiosa wychwalała. Niedługo potem macocha umarła na zapalenie trzustki, a ojciec się zachlał na śmierć. I znowu mnie nikt nie spytał, a dziecko z automatu trafiło do mojej siostry przyrodniej, gdzie już był mój starszy syn. Krystian nie umie do mnie mówić „mamo”. „Mamo, tato” mówi do mojej siostry i jej męża. To jest jego chrzestna, uznaje ją za matkę.

 

Ma Pani kontakt z dziećmi?

 

Rozmowa z moją siostrą jest na takiej zasadzie, że odbierze telefon, jak ma dobry humor, a jak nie jest
w nastroju, to może się do mnie nie odzywać pół roku.

 

Była jakaś rozprawa, w efekcie której dzieci trafiły do Pani siostry?

 

Nikt mnie nawet nie powiadomił, a jakby się kto spytał, to powiedzieliby pewnie: Myśleliśmy, że ta pani pije. Matka, która jest uzależniona, to już jest po niej, nie ma nic do gadania. Rodzina zastępcza i koniec.

 

Rodzina zastępcza to według Pani złe rozwiązanie?

 

Powiem szczerze. Z rodziny zastępczej jest trudniej wyrwać dziecko niż z domu dziecka. Z domu dziecka szybciej dziecko oddają, a z rodziny zastępczej nie. Ponadto ja nigdy nie pokonam mojej siostry, która pracuje w „Plusie”, ma kupę pieniędzy, jej mąż jest zawodowym strażakiem i jeszcze restaurację prowadzą.

 

 

Myśli Pani o odzyskaniu dzieci?

 

Ach! Teraz jest już za późno… Dzieci mają tam swoje środowisko. Chciałabym tylko wywalczyć prawo zabierania Oliwii na święta, na wakacje. Oczywiście jak będę miała normalny dom. Chciałabym mieć kontakt telefoniczny z córką, nie bacząc na humory mojej siostry. Żeby to było ustalone, bo teraz jest tak, że jak ona ma przez miesiąc doła, to ja nie mam kontaktu z dzieckiem. Kontakt nie jest ode mnie zależny,
na trzydzieści wykonanych przeze mnie połączeń może ze dwa siostra odbierze i w zasadzie to nie mam dawanej Oliwii do telefonu. Opiekunowie (czy rodzice zastępczy, jak ich nazwać?) moich dzieci nieustannie wylewają na mnie swoje żale, jakby znaleźli sobie kozła ofiarnego, w którego mogą walić. Kiedyś się temu poddałam, no bo piłam. No ale teraz?

Macocha mnie obwiniała, że chciałam jej zniszczyć rodzinę. A ja uważam, że to ona zniszczyła moją. Wtedy, kiedy przyszła do mojej mamy, powiedziała jej, że jest w ciąży i żeby matka się wynosiła z domu. Potem obwiniała mnie, że jej dzieci nie miały co jeść, bo płaciła na mnie alimenty. Wina była skupiona na mnie,
że na przykład chodzę do fryzjera, a ona nie, ale nie patrzyła, że wzięła sobie chłopa, który pił.

Siostra też ciągle: Wiesz, ja pracuję! To spytałam jej, czy się chce ze mną zamienić. Wezmę jej pracę, jej bogactwo, a ona niech weźmie moją biedę.

 

Kiedy Pani ostatnio widziała dzieci?

 

To zawsze zależy od humoru mojej siostry. Mogę tam jechać tylko wtedy, gdy nie mają wczasowiczów,
a ciągle u nich ktoś jest. Od dwóch lat jestem zbywana. Oliwię widziałam dwa lata temu.

W tym roku były tu przez cztery dni. Proponowałam, że jeśli nie chce u mnie, to możemy gdzieś na mieście się umówić. Siostrę moje mieszkanie trochę krępuje, brzydzi się, nie wie, jak ma tu usiąść. Cztery dni mnie zwodziła i nie spotkała się ze mną w ogóle.
Córka wiedziała, że ma być spotkanie?

Nie. Moja Oliwia nie jest informowana o takich rzeczach. Zrobili ze mnie taką życiową kalekę i tak postrzegają mnie dzieci. Macocha do syna mówiła o mnie jako o szmacie i nie powiem już tego gorszego słowa, a siostra moim dzieciom przedstawia mnie jako niedojdę życiową.

 

Czy wie Pani, co o Pani myślą dzieci?

 

Nie, bo ja z nimi nie mam kontaktu. Nie wiem, co myślą o mnie. I ja niewiele wiem o nich. Tylko tyle,
co siostra na dany moment chce mi powiedzieć. Zatrwożyło mnie trochę jej podejście do mojej córki. Zaczyna być o nią zazdrosna. Taki powstaje związek między nią a moją córką jak między moją macochą
a mną. Troszeczkę zaczyna kiełkować nienawiść. Ciągle zarzuca mojej córce, że jest kłamczuchą. A ja uważam, że Oliwka ukrywa pewne rzeczy, bo się jej po prostu boi. Nie powiedziała jej na przykład, że dostała miesiączkę, z czym powinna się przecież zwrócić do najbliższej kobiety, która się nią opiekuje.

Podejrzewam, że tam relacje nie są dobre. Krystian jest hołubiony, chociaż jest leserem. Przykro mi, że tak na syna mówię, ale oni go tak wychowywali, na takiego trochę playboya, a ta moja biedna Oliweczka jest troszeczkę spychana na margines. No i znalazła sobie obrońcę w mężu mojej siostry. I do tego doszło,
że moja siostra nawet z domu chciała się wyprowadzać, bo tak była zazdrosna o relację między nimi. Nie jest Oliwii łatwo w tej rodzinie, w której żyje…

Myślę, że im Oliwia będzie starsza, tym bardziej będzie ściśniona i może zacząć mieć taki problem jak ja. Czyli alkohol albo narkotyki. Chciałabym, żeby po prostu wiedziała, że ma matkę, do której
w każdym momencie może się zwrócić, jak będzie potrzebowała jakiejkolwiek pomocy.
A teraz to jest tak, że jak moja siostra ma lepszy humor i pozwoli mi porozmawiać z dzieckiem, to rozmawiam.

 

 

Jakie ma Pani prawa wobec dzieci?

 

Siostra ze szwagrem mi wytłumaczyli, że jak jestem pozbawiona praw rodzicielskich, to nie mam prawa do niczego. Mam tylko obowiązki alimentacyjne, to znaczy, że powinnam płacić alimenty na dzieci. I nic więcej.

Moja siostra jest pozorantką. Ja, po przejściu terapii więcej rozumiem. Ona była wychowana w identycznej rodzinie jak ja, czyli w zupełnej patologii, i na pewno są u niej zaburzone relacje. Ale ona wstydzi się iść na terapię z obawy, że spotka ją ktoś znajomy i całe miasto będzie wiedziało. I to tak działa – nie umie ze mną mieć relacji ani mi ich ułatwić, a nawet pozwolić, żebym miała relacje z dziećmi. Czyli nie ma nic.

Wystąpiłam o widzenia z córką, jak jeszcze była z macochą. Siostra usiadła wtedy przy Oliwii i mówiła do niej: No powiedz, że nie chcesz do matki wrócić. Ubrała ją w sukienkę i Oliwka tak musiała siedzieć. I to był mój kontakt z córką. Sąd nie wyraził zgody, żebym miała widzenia z dzieckiem w takim stowarzyszeniu, które pomagało rodzinom biologicznym w odbudowaniu relacji (teraz to stowarzyszenie już upadło). Sąd stwierdził, że ja, alkoholiczka, nie mogę się czepiać takiej dobrej rodziny zastępczej. A faktycznie rodziną zastępczą był mój ojciec, alkoholik, sam pozbawiony praw. Tylko formalnie wobec prawa rodziną zastępczą była jego druga żona, z którą ojciec miał ślub cywilny. A po ich śmierci rodziną zastępczą została ich córka. W ogóle mnie się nie spytano. Dowiedziałam się w 2013 roku, gdy siostra mnie powiadomiła, że jej matka nie żyje i że moja córka jest u niej. Nie wiem, ile to już czasu minęło…

Teraz mnie ratuje nadzieja, że uda mi się trochę odłożyć pieniędzy, by w przyszłym roku pojechać tam do nich, zamieszkać w jakimś pensjonacie i dochodzić do dzieci. Miałam do nich jechać, ale było odwlekane,
a teraz już jest nieaktualne.

 

Proszę powiedzieć o czasie, kiedy córka była z Panią.

 

Była ze mną przez pięć lat. I chorowała na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Lekarze wątpili,
że będzie chodzić, słyszeć. Na szczęście prognoza się nie sprawdziła. Nie miałam warunków. Byłam sama
z dzieckiem w schronisku dla bezdomnych kobiet, więc nie mogłam pracować. Mój ojciec wykorzystał moją sytuację na sprawie, mówiąc, że zaniedbałam córkę. Przekazał również opinię z poradni psychologiczno-pedagogicznej o niepełnosprawności i deficytach córki. A napisano mi ją tam tak trochę na wyrost, po to, żebyśmy z Oliwią dostały rentę. Byłam jak ta owca na rzeź prowadzona. Wyrok był z góry wydany, bo mnie dwa dni wcześniej kuratorka zawołała i powiedziała: Wie pani, że będą prawa odebrane! Gdy potem sędzia
i kuratorka rozmawiały z ojcem i macochą, wydawało mi się, że są dobrych stosunkach. Nie miałam szans.

My, rodzice pozbawiani praw, jesteśmy bez szans. Nie lubię u siebie jakiejś takiej nienawiści, czy tego typu uczuć, ale nienawidzę rodzin zastępczych. Nienawidzę! Dla mnie ta instytucja to bomba i aut. Przez to, w jakiej byłam wychowywana rodzinie zastępczej i teraz, jak czuję na własnej skórze, że rodzona matka się nie liczy. Wcale…

Taka osoba jak ja, po przejściach, jest tak naznaczona stygmatami, że nie ma szans gdziekolwiek się przebić. Nie mogę się doprosić o zdjęcia dzieci – siostra mnie ignoruje.

Najpierw pozbawiła mnie praw wobec Krystiana, gdy Oliwka była już na świecie. Potem z Oliwią było to samo. Nigdy mi w żaden sposób nie pomogli, żebym weszła na prostą drogę.

Jak się ma normalnych rodziców, to z zasady jest tak, że nie lecą od razu do sądu i nie pozbawiają swojego dziecka praw rodzicielskich. Powiedzieliby: Idź na leczenie, my się na razie dzieckiem zajmiemy. Tutaj od razu sądy, kuratorzy. Uważają, że jak jestem pozbawiona praw rodzicielskich, to jestem nikim, a oni są nieomylni. Ale to sąd musiałby im coś narzucić.

 

A Pani długo była w rodzinie zastępczej?

 

Całe życie. Od maleńkości do trzydziestu dwóch lat jak umarła babcia. Byłam u dziadków, rodziców mojej matki. Jak tam miało mi być dobrze, skoro tam była tylko wóda? Byłam takim dzieckiem maskotką. Dzięki terapii to zauważyłam. Ubierano mnie bardzo ładnie, czesano kiteczki, wstążeczki. Deklamowałam wiersze, kiedy towarzystwo było już nieźle narąbane i fajnie mi biło brawo. Śpiewałam pioseneczki, żeby ich rozbawić, jak taka skacząca małpka. Niby byłam duszą towarzystwa, a tak naprawdę nieźle się ze mnie nabijali. A ja byłam zachwycona bo uważałam, że mnie lubili. Dziadek bardzo bił babcię. Nie bił, lecz ją katował. Nie mogę powiedzieć, że miałam fajne dzieciństwo. Może myślałabym, że było fajne, gdybym nie przeszła tych terapii, które przeszłam. Teraz wiem, że to było bagno. I mam świadomość, że bardzo trudno mi było wychowywać Oliwkę i na pewno dużo błędów popełniłam przez te pięć lat. Z jednej strony się cieszyłam, że mieszkam w różnych miejscach, bo mogłam obserwować ludzi: jak się kupuje, jak się gotuje, jak się rachunki płaci. Mnie tego nikt nie nauczył. Nie nauczył mnie nikt, jak się wychowuje dziecko. To tak jest, jeżeli się nie ma normalnych wzorców, to trudno dać sobie radę.

 

 

Jakie jest Pani dążenie na przyszłość?

 

Założenie swojej rodziny. Ja i mój partner oraz – jeśli tylko by chciała – Oliweczka. Chciałabym, żeby własnej matki się nie wstydziła. Żeby na przykład zabierała torbę od ciotki i mówiła: Słuchaj, jadę do swojej mamy, bo chcę trochę z nią poprzebywać. Takich relacji chcę. Nie chcę jej z tamtego środowiska wyrwać, chyba że sama by powiedziała: Mama, ja już chcę z tobą zostać. Na ten moment chciałabym, żeby wiedziała, że może jechać do mamy, może zadzwonić, że mama jest trzeźwa. Może już za późno na relację matka – córka, ale na pewno nie jest za późno na relacje: przyjaciółki. Chciałabym, abyśmy miały szansę poznać się nawzajem.

W moim mieszkaniu nie ma warunków do stworzenia jakiegoś kącika dla Oliwii. Tu mój partner wszystko zrobił. Powiedział też, że może chodzić gdzieś się uczyć, żeby wiedzieć, jak z obcą dziewczynką rozmawiać. Chodzi o dobre relacje. To jest jedyny taki człowiek, jeszcze jedna pani z MOPS-u – może dzięki nim przestałam pić.

Dużo by trzeba mówić o mojej rodzinie zastępczej… To moja życiowa gehenna. Kiedy dziadek umarł, myślałam, że relacje z babcią będą inne, ale wtedy już moje uzależnienie dało się na tyle we znaki, że chyba też jej ten gwóźdź do deski grobowej dobiłam. Babcia była jedyną osobą niepijącą w mojej rodzinie. A tak to wszyscy wymarli jak mamuty na alkohol.

 


„Rozmowa z Esterą” pochodzi z książki „Więzi odNowa”, wydanej przez Fundację Zielone Wzgórze, na zakończenie realizowanego w latach 2016 – 17 r. projektu, dofinansowanego z Programu FIO. To 24 opowieści, oparte na rozmowach/wywiadach z osobami z obszaru przerwanych więzi rodzinnych.

 


 

Projekt „Więzi odNowa – POWRÓT” realizowany jest w partnerstwie z Uniwersytetem Łódzkim, dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.

2 thoughts on “„Chciałabym, żeby Oliwka własnej matki się nie wstydziła.”

Dodaj komentarz