Najbardziej boję się tego, że nie zdołam odbudować więzi z moim dzieckiem. /Rozmowa z Joanną/

Na naszym BLOGU kontynuujemy tematykę zerwanych/zagrożonych więzi.
Obok fragmentów/skrótów wywiadów z naszej >>książki Więzi odNowa i wywiadów, będących – wraz z cyklem fotogramów – częścią projektu Więzi odNowa-POWRÓT (>>wystawa: Jestem rodzicem) 
publikujemy nadsyłane relacje i przeprowadzone przez nas rozmowy z rodzicami tracącymi swe dzieci, walczącymi o uratowanie z nimi więzi, z rodzicami adopcyjnymi i opiekunami zastępczymi oraz z osobami wychowanymi poza rodziną.

Asiu, starasz się o odzyskanie swego 7-letniego synka, który wychowuje się – od ponad dwóch lat – u innej rodziny… Masz kontakt ze swoim dzieckiem?

Od roku widuję Krzysia zaledwie raz na dwa tygodnie, po dwie godziny, i to tylko w mieszkaniu jego opiekunów. Nie pozwalają mi dziecka nigdzie zabierać. Moja mama widuje wnuka tak samo rzadko. Walczymy o poszerzenie kontaktów.

Dlaczego kontakty są tak rzadkie?

Po moim wyjściu z zakładu karnego – rodzina, u której znajduje się mój syn – bardzo utrudniała nasze kontakty. W esemesach odmawiali mi prostych informacji o Krzysiu, negowali pozytywną, trwająca wtedy już pół roku, odmianę mojego życia, wypominali mi przeszłość, zarzucali złe intencje. Widywałam syna na tyle rzadko, że w sierpniu  2018 roku złożyłam wniosek do sądu o ustalenie kontaktów. Sprawa nie zakończyła się do dziś. Na czas postępowania sąd ustalił kontakty na takim właśnie, niskim poziomie.
Swego ojca natomiast Krzyś widuje bez żadnych ograniczeń. I tę drugą babcię też. Ojciec, tak samo jak ja, jest pozbawiony władzy rodzicielskiej nad Krzysztofem.

Czyli kontakty Krzysia z tatą wyglądają zupełnie inaczej niż z mamą…

Tak, to prawda. Ale… opiekunowie Krzysztofa, to rodzona siostra jego ojca i jej mąż.

Ach tak…  Są dla niego rodziną zastępczą?

Nie…
Chcieli zostać, ale nasze Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie ich nie zakwalifikowało. Nie przeszli pozytywnie badań psychologicznych. Napisano w opinii, że pani Kowalska jest nadmiernie wymagająca, stosuje nakazy i zakazy oraz, że ma takie cechy osobowości, które utrudnią kontakty z rodzicami biologicznymi i współpracę ze specjalistami; nie dają rękojmi prawidłowego wykonywania funkcji wychowawczych.  A także, że oboje posiadają bardzo niskie zasoby w zakresie inteligencji emocjonalnej.
Kowalscy wystąpili mimo wszystko do sądu o ustanowienie ich tą rodziną zastępczą dla Krzysia. Sąd wniosek odrzucił, właśnie ze względu na złą opinię PCPR-u.
Mam też odpis notatki z wywiadu środowiskowego u nich z tamtego czasu. Właśnie pod kątem możliwości podjęcia się opieki przez nich nad moim synem. Tam z kolei zapisane są słowa pani Kowalskiej, że nie może ona na stałe zająć się Krzysztofem z uwagi na stanowisko jej męża w tej sprawie.

To jakim cudem Krzyś już ponad dwa lata jest u nich?

W grudniu 2017 roku, chwilę po odrzuceniu przez sąd wniosku Katarzyny i Grzegorza Kowalskich o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla Krzysia, złożyli oni kolejny wniosek by sąd ustanowił ich opiekunami prawnymi dziecka oraz by dziecko zamieszkało u nich. Tym razem sprawę prowadziła inna sędzia i wniosek został przez nią rozpatrzony pozytywnie. Zostali zobowiązani do copółrocznych sprawozdań do sądu ze sprawowania opieki. Sprawozdania te składają; zgłaszają tam wiele problemów z Krzysztofem.

I sąd coś z tym robi? Ma obowiązek nadzoru nad opieką prawną…

Jak do tej pory sąd upomniał ustnie opiekunów by zastanowili się nad swoim zachowaniem ponieważ w przyszłości ja mam prawo odzyskać władzę rodzicielską. Niestety nie przyniosło to żadnego rezultatu. Jest wręcz – uważam – gorzej. Wnioskowałam dla Krzysia o opiekę psychologiczną, ale nie zostało to rozpatrzone.

Gdyby Grzegorz i Kasia byli rodziną zastępczą – musieliby odbyć odpowiednie szkolenia, zachęcano by ich do uczestniczenia w warsztatach, korzystania z porad specjalistów w PCPRze. No i mieliby koordynatora, który wspiera, doradza rodzinie a także monitoruje funkcjonowanie takiej rodziny…

Tak, wiem o tym.
Mój syn jest poza systemem pieczy zastępczej.

Asiu, jak w ogóle doszło do tego, że Krzyś nie jest z tobą?

Gdy Krzyś miał cztery lata został ode mnie zabrany. Główną przyczyną było moje nawracające uzależnienie od alkoholu, przyczyną bezpośrednią był zbieg niekorzystnych okoliczności.
Moja historia uzależnienia liczy dziewiętnaście lat. Mam za sobą trzy pobyty w zakładach karnych. Trzy terapie stacjonarne alkoholowe. Mój związek z ojcem Krzysia był toksyczny, potem wchodziłam w inne toksyczne związki. W moim mieszkaniu były interwencje policji. Mam za sobą próby samobójcze.
Uważam, że zawiniłam wobec mojego syna i zdaję sobie sprawę, że ograniczenie mi władzy rodzicielskiej przez umieszczenie go w placówce było konsekwencją mojej niewydolności wychowawczej spowodowanej alkoholizmem. Nie podważam tej decyzji. Uważam tylko, że Krzyś powinien mieć odpowiedni kontakt ze mną jako swoją matką i nie powinien mieć zamkniętej drogi powrotu do mnie.
Dwa lata temu diametralnie zmieniłam swoje życie.

A tak w ogóle… to przesłanek do całkowitego pozbawienia mnie władzy rodzicielskiej, moim zdaniem, nie było.

To znaczy?

To skomplikowana historia. Powiem o tym może w dalszej części wywiadu….

Jasne, wrócimy do tego…

OK.

Oprócz siedmioletniego Krzysia masz jeszcze siedemnastoletnią córkę Lenę.

Tak, mieszka cały czas u babci, na tym samym osiedlu co ja. Kocham ją bardzo, mamy dobry kontakt. 

Asiu, ze względu na duży stopień skomplikowania twojej historii temat Leny może zostawmy na następną rozmowę… Dobrze?

OK. Jasne.

Opowiedz historię Krzysztofa…

Krzyś urodził się w 2013 roku.  Jego ojciec, mój ówczesny partner – Patryk, był dużo ode mnie młodszy. Bardzo się kłóciliśmy. Ja miałam uzależnienie od alkoholu, on od narkotyków.
Którejś nocy byłam sama z dzieckiem w domu i spałam będąc pod wpływem alkoholu. Dziecko płakało. Ktoś zadzwonił na policję i zastali mnie w takiej sytuacji. Postawiono mi zarzut narażenia zdrowia i życia dziecka. Lekarz zbadał dziecko, stwierdził że nie ma żadnych obrażeń  i zdecydowano, że dziecko pozostanie pod moją opieką. Dostałam jednak wyrok ośmiu miesięcy w zawieszeniu na cztery lata i władza rodzicielska została mi ograniczona przez nadzór kuratorski.

Jak Krzyś miał półtora roku wyjechałam zarobkowo za granicę na pięć miesięcy. Zostawiłam go wtedy pod opieką mojej mamy. Gdy wróciłam zmieniłam mieszkanie na większe, umeblowałam. Tylko dalej ten mój toksyczny związek z Patrykiem się toczył, były rozstania, powroty. I to doprowadziło do kolejnych zarzutów wobec nas jako rodziców i usiłowania ograniczenia nam władzy rodzicielskiej. Były zgłoszenia na policję, bo kiedy chciałam się rozstać z moim partnerem to on mi groził, nękał. Kuratorka rodzinna, którą mieliśmy, powiedziała mi, że mam zgłaszać takie rzeczy na policję. Gdy to robiłam Patryk mścił się – wyłączał mi prąd z klatki schodowej, nachodził, stosował stalking. Założyłam sprawę w sądzie ale została umorzona  (…nie zawiera znamion czynu zabronionego).

Krzyś miał wtedy trzy lata…

Tak. Cały czas był nadzór kuratora rodzinnego. I kuratorka przychodziła do mnie na wywiady, mówiłam jej co się dzieje. Mówiłam, że Patryk czuje się bezkarny, że utrzymuje, że on nie ma kuratora, tylko ja. Bo…. on nigdy z kuratorką nie rozmawiał!  A przecież nam obojgu ograniczono prawa i przyznano nam obojgu kuratora rodzinnego. Kuratorka nigdy w niczym mi nie pomogła, mimo tego wszystkiego co Patryk robił mi i dziecku…  Policja go nieraz zabierała spod domu, spod drzwi… Kuratorka nie brała tego pod uwagę. To mnie strasznie drażniło, że nigdy z Patrykiem nie porozmawiała, nie interweniowała. Zawsze mówiła, że to ja jestem starsza w tym związku, dziecko jest pod moją opieką i to ja mam sobie radzić. Jego odsunęli całkowicie na bok.

A Patryk gdzie mieszkał?

Z matką. Ale Patryk bardzo mnie pilnował, był zazdrosny. Kiedyś był u mnie mężczyzna.
I między nim a Patrykiem wywiązała się kłótnia przez telefon. Patryk powiedział, że przyjdzie i porozmawia z nim osobiście. Piliśmy piwo, była godzina dwudziesta, Krzyś już spał. Zadzwonił domofon. Byłam pewna, że to Patryk. A to była policja. Nasłał policję, że jestem pod wpływem alkoholu, z dzieckiem w domu. Była kolejna interwencja, zostałam wezwana na rozmowę do sędziego. Powiedział mi, że jeżeli chcę wypić to mam dziecko oddać pod opiekę jakiejś osoby dorosłej, na przykład mamy. Zakończyło się to pouczeniem.

Sąd bardzo łagodnie to potraktował… Miałaś wtedy szczęście…

Za to kolejna moja wpadka była gorsza… Przyszła któregoś razu kuratorka. Wyczuła ode mnie alkohol. Powiedziała mi, że tym razem Krzysztof pójdzie do domu dziecka. Zdenerwowałam się, puściły mi nerwy i wyrzuciłam z siebie wszystko, co w środku nosiłam.
Wtedy nie radziłam sobie z alkoholem, a odpowiedzialność przerzucałam na inne osoby. Miałam żal, że nie wyciągnęła wcześniej konsekwencji wobec Patryka. Uważałam, że właśnie z tego powodu ja znowu piję. Dzisiaj inaczej myślę. Wtedy byłam w takiej fazie uzależnienia, że obwiniałam za swoje picie inne osoby. Wywiązała się między nami kłótnia, padły z mojej strony groźby karalne i dostałam kolejny wyrok, znowu w zawieszeniu. Wytoczono sprawę o zmianę ograniczenia mi władzy rodzicielskiej. Prowadziłam dość długą walkę, około roku. Pojechałam na badania do OZSS, czyli Opiniodawczego Zespołu Specjalistów Sądowych, ponad 100 km stąd; to były moje pierwsze tam badania. Jednak nie wypadły dla mnie pozytywnie. Mój adwokat, też prywatny, wezwał jednak na świadków biegłych: psychologa i pedagoga. Wtedy nie piłam, miałam dłuższy okres abstynencji. Mimo wszystko sąd twierdził, że osiem miesięcy to zbyt krótko. Później jednak sąd zmienił zdanie i Krzyś został przy mnie. Przyznano mi asystentkę rodziny.

To jak doszło ostatecznie do tego, że Krzyś znalazł się u tej rodziny, u której teraz jest?

Władzę rodzicielską miałam początkowo ograniczoną w ten sam sposób co do tej pory i Krzyś pozostawał przy mnie. Miałam asystentkę rodziny, kuratorka sprawowała kontrolę. I było dobrze. Ale weszłam w kolejny związek, w którym też się źle układało. Zaczęłam znowu pić. Przyszły pierwsze kryzysy. Mimo że chodziłam na mitingi i miałam terapeutę… Niestety, widocznie byłam wtedy na takim etapie, że nawet specjaliści nie mogli mi pomóc. Nie powróciłam już na drogę trzeźwości, brnęłam dalej i wiedziałam, że idzie to tak głęboko, że w pewnym momencie się nie zatrzymam.

Twoja rodzina cię jakoś wspierała?

Wiesz… któregoś razu mój tata powiedział do mnie: A daj ty już dziewczyno sobie spokój, weź oddaj to dziecko i niech ono chociaż ma normalne życie… Coś w tym stylu. I gdzieś to w głowie zostało.
Jak kolejny raz zapiłam (Krzyś był u mamy, bo zawsze go w takiej sytuacji do niej dawałam) – zadzwoniłam do mojej asystentki z płaczem, żeby mi pomogła, bo chcę jechać na leczenie stacjonarne. Tam gdzie już byłam dwa razy. Tam była możliwość powrotu, jak ktoś złamie abstynencję. Problemem było dla mnie tylko: kto się zaopiekuje na ten czas Krzysiem. Moja mama była wtedy w czasie leczenia raka piersi i nie była w stanie się nim zająć. Moja siostra była gotowa go wziąć, ale jej mąż oponował, powiedział, że potrzebuje we dnie spokoju, (pracował na noce). Asystentkę rodziny prosiłam, żeby porozmawiała z moją siostrą i nakłoniła ją do zmiany decyzji. Asystentka obiecała, że mi pomoże. Gdy przyszła do mnie na drugi dzień, powiedziała, że siostra się zgodziła. Pani Asiu, pojedzie pani na leczenie, jakoś to się wszystko poukłada i będzie pani miała dziecko z powrotem.
Nie wiem jak to się właściwie stało, ale kuratorka miała informacje, że asystentka rodziny zastała mnie w godzinach przedpołudniowych pijaną w domu, z dzieckiem, że została wezwana moja mama, przyjechała i zabrała dziecko do siebie, pod swoją opiekę.

A tak nie było?

No nie było w ogóle takiej sytuacji.

Mama zeznała, że tak nie było?

Nie. Wszystko odbyło się w trybie natychmiastowym. Dopiero jak później poszłam do sądu i przeczytałam sprawozdania kuratorki, to wtedy zobaczyłam, że tam jest napisana po prostu nieprawda. Potem domagałam się od asystentki rodziny, żeby wyjaśniła tę sprawę…

I wyjaśniła?

Właściwie nie sprostowała tego. Powiedziała, że teraz asystenci sami nie mogą iść do sądu. Pójdzie dopiero jeśli dostanie wezwanie.  Choć w rozmowach wiele razy przyznawała mi rację w tej sprawie.

Powiedz jak Krzyś został zabrany…

Chociaż asystentka mówiła mi wcześniej, że wszystko załatwiła z moją siostrą, coś mnie tknęło, nie wiem, może matczyne przeczucie, żeby pójść do sądu, zajrzeć w akta.
Było tam postanowienie o umieszczeniu Krzysia w rodzinnym domu dziecka. Miało się to odbyć natychmiastowo. Gdy to przeczytałam – od razu pobiegłam do PCPR-u. Okazało się, że mają zabrać dziecko z przedszkola, na drugi dzień rano, bez mojej wiedzy.
Powiedzieli mi wtedy, że jeśli nie będę robiła problemów to jednak zabiorą go ode mnie a nie z przedszkola. Powiedziałam, że problemów nie będę robiła, bo zależy mi, żeby dziecko odczuło to jak najmniej. Płakałam tam cały czas, miałam całe wiadro podstawione z chusteczkami. Koordynator mówił, że nie spodziewał się, że to się tak potoczy, ale jak takie postanowienie sądu jest to trzeba je zrealizować. Radził zawczasu rzeczy Krzysia przyszykować, książeczkę zdrowia….
Poszłam po Krzysia do przedszkola (płakać mi się chce). Nic mu nie mówiłam, bo w ogóle nie wiedziałam jak to zrobić. Tylko zadzwoniłam do jednej babci, do drugiej, że takie jest postanowienie sądu i jutro już go nie będzie. Potem poszliśmy do babci jednej, drugiej, żeby się z nimi pożegnał, bo wyjeżdża (płacz)… Jak poszłam do babci od strony ojca dziecka – to tam była Kasia, siostra Patryka. Ona prawie Krzysia nie znała, mieszkała daleko, w innym mieście. Kasia popłakała się: Co żeście narobili! Powiedziała mi wtedy, że Krzysia nie weźmie, bo ma zbyt nerwowego męża, który strasznie krzyczy.
A moja mama z kolei nie mogła bo, jak wspominałam, leczyła się wtedy onkologicznie.

Wyzdrowiała?

Tak, w tej chwili jest wyleczona i bardzo żałuje, że nie wzięła Krzysia…
No i co… zjawił się u mnie na drugi dzień rano koordynator z PCPR. Powiedzieliśmy Krzysiowi, że jedzie na kolonie, że będą też inne dzieci. Wszystko spakowałam. Ostatnia noc nasza to była taka, że leżał koło mnie i mówi Wiesz co mamusiu, ja wiem, że mi tam nie będzie dobrze. Wiedział gdzie jedzie, dziecko nie jest głupie, zresztą nie raz słyszał moje rozmowy przez telefon i pokojarzył fakty. No i pojechał tam. Jeszcze z uśmiechem na twarzy (płacz). A po siedmiu dniach przyjechałam do niego. Chciałam zobaczyć jak mieszka i jak się tam w ogóle czuje. Pani prowadząca ten rodzinny dom dziecka powiedziała, że od czasu jak prowadzi ten dom – jestem jedyną osobą, która tak szybko przyjechała do dziecka. Bardzo mnie to podbudowało. Warunki miał super, miał swój pokój, z podgrzewaną podłogą, chwalił mi się jakie ma zabawki, jaka jest łazienka. Były tam dwie dziewczynki, jedna rok starsza, druga rok młodsza od niego. Z nimi złapał taki dobry kontakt.

To w jakiej miejscowości?

Umieścili go za Poznaniem osiemdziesiąt kilometrów.

Co… tak daleko?

Tam wywieźli go.

Nic nie ma bliżej was?

Jest.

Tylko nie było miejsc?

Nie… Chyba były….
Raczej – nie chcieli bliżej. Może ze względów bezpieczeństwa, żebym nie przyszła pijana i nie zrobiła awantury. Nie wiem, czym się sugerowali, po prostu wywieźli mi go daleko. Dzisiaj rozmawiałam z tym koordynatorem w PCPR-ze. Mówił mi, że gdyby wtedy wiedział, że będę się starała  odzyskać Krzysia to by załatwił, żebym miała dziecko blisko.

Dla mnie to trochę dziwne… Rodzinną pieczę zastępczą organizują powiaty, a to przecież już nawet inne województwo, prawda?

Tak, wielkopolskie. Od mnie – 230 km. Tam nie było żadnego dojazdu, tylko prywatnym samochodem. Wioska za Poznaniem, gdzieś w lesie. Nie mogliśmy tam trafić, GPS się gubił.

Długo tam Krzyś był?

Trzy miesiące.

I jeszcze potem go odwiedzałaś?

Tak, byłam jeszcze drugi raz. Miałam codziennie kontakt z nim przez Skype’a, bez ograniczeń. A później wyjechałam już na leczenie odwykowe do specjalistycznego ośrodka stacjonarnego. I jak byłam na terapii też miałam z Krzysiem kontakt przez Skype’a. Czuł się tam najpierw fajnie, był zadowolony, a później się zaczęła tęsknota, pytał, kiedy go stamtąd zabiorę.
Nie obiecywałam Krzysiowi, tak jak mi potem zarzucano, że na pewno wróci do mnie, byłam w trakcie leczenia i nie wiedziałam co będzie dalej.
Właśnie kiedy byłam na leczeniu to Kasia zaczęła interesować się Krzysiem. Złożyli dokumenty do PCPR-u by zostać rodziną zastępczą, ale – tak jak już mówiłam – nie zakwalifikowali się w badaniach. Powiedziałam: Kasia, ja sama chcę żeby Krzyś był u ciebie. Miałyśmy wtedy stały kontakt.

Ciekawe, że się jednak zdecydowali… Początkowo jej mąż nie bardzo chciał?

Tak, to jest nawet w aktach napisane. A tu nagle taka zmiana. No, ale jak już mówiłam, sąd potem też nie zgodził się by zostali rodziną zastępczą dla Krzysia.
No i doszło do tej nieszczęsnej rozprawy. Ja nie wiem jak to się stało w ogóle. Miałam taki chaos, że pomyliłam godziny.

Sprawa o…

zmianę ograniczenia władzy rodzicielskiej.

Najpierw władza była ograniczona poprzez ustanowienie nadzoru kuratorskiego, później poprzez umieszczenie dziecka w placówce rodzinnej…

I tak by zostało.

Ale Kasia z  Grześkiem chodzili do kuratorki, pytali co mogą zrobić żeby Krzyś u nich był, skoro nie mogą zostać rodziną zastępczą… No i kuratorka im podpowiedziała, że jest jeszcze jedna opcja, że mogą zostać opiekunami prawnymi. I wnieśli wniosek do sądu.

Wtedy musi być całkowite pozbawienie władzy rodzicielskiej…

Tak. Musi być zmiana: z ograniczenia na pozbawienie. Ja nie miałam wtedy tej świadomości, że opiekunów prawnych może mieć tylko dziecko, nad którym rodzice są pozbawieni władzy rodzicielskiej. Kasia nie uświadomiła mi tego, że będę pozbawiona władzy rodzicielskiej. A musiała o tym wiedzieć. Asystentka rodziny także mi nic na ten temat nie powiedziała.
I doszło do rozprawy. Była na niej też moja mama. Bo jak mama dowiedziała się, że Kasia złożyła wniosek o opiekę prawną nad Krzysiem, to ona zrobiła to samo jak chodzi o Lenę.

Były więc dwa wnioski o pozbawienie ciebie władzy rodzicielskiej…
 
Tak.

Do dzisiaj nie wiem jak to się stało… Miałam na lodówce przyczepione informacje: godzina, data rozprawy (dnia 13-tego sala 303 o godzinie 11.30). Wbiło mi się w głowę, że trzynastego o trzynastej. O jedenastej jeszcze w MOPS-ie odbierałam zasiłek. Spotkałam asystentkę: Pani Asiu dzisiaj jest sprawa… Tak, na trzynastą zdążę. Idę do sądu, a tu prawie ogłoszenie wyroku. Taka moja ogromna pomyłka, niedopatrzenie, pech.
Była moja mama, siostra. Nikt do mnie nie zadzwonił. Przecież macie telefony, mówię.

Było to im na rękę…

Było.
Sprawa trwała dość długo, od jedenastej trzydzieści.
O trzynastej się kończyła, weszłam na ogłoszenie wyroku. I tu się dopiero dowiedziałam, że będę pozbawiona władzy rodzicielskiej. Dla mnie to był szok, stanęłam i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Sędzia się mnie pyta, czy zgadzam się na pozbawienie władzy, żeby oni zostali tymi opiekunami. Sędzia do mnie: Co się pani zastanawia, chyba chce pani, żeby dziecko było w rodzinie. Mówię: No chcę. Sędzia: To co, zgadza się pani? Mówię: Zgadzam się.
Patryk też się zgodził.

On był na całej sprawie?

Tak.
I to samo pytanie było co do Leny. Ale tutaj powiedziałam, że się nie zgadzam. Dlaczego mam być pozbawiona, miałam do tej pory pełnię władzy rodzicielskiej. Z tego co mi wiadomo najpierw jest ograniczenie, dopiero później pozbawienie. Sędzia powiedziała: Nie zawsze. Sąd decyduje o tym. Zgłosiłam również to zawierające, moim zdaniem,  nieprawdę sprawozdanie kuratorki, z powodu którego zabrano wtedy Krzysia do domu dziecka. Byłam przygotowana, wydrukowałam sobie esemesy, które do mojej mamy wysyłałam. Bo w sprawozdaniu było napisane, że oddałam Krzysia pod opiekę mamie i przez pięć dni nie utrzymywałam z nimi żadnego kontaktu. To było bzdurą, miałam biling rozmów, chyba szesnaście rozmów, po dwie, trzy, cztery minuty.
Miałam wydrukowane też sprawozdanie kuratorki, gdzie było napisane, że asystentka zastała mnie w domu pijaną. Powiedziałam, że się z tym nie zgadzam.
Sędzia spytała: To co, twierdzi pani, że kuratorka kłamie? Wtedy powiedziałam : Tak. Teraz może użyłabym innych słów. Papiery trzymałam w ręku, że mam dowód. Sędzia prychnęła tylko i powiedziała: Proszę pani, więcej krytycyzmu wobec siebie proszę.  I to było wszystko. Wybiegłam z tej sali, nawet nie byłam do dokończenia tego wyroku, tak byłam przybita i zdruzgotana.

I co wtedy zrobiłaś?

Pierwsze to poszłam na dół, i napisałam wniosek o uzasadnienie wyroku. Nie zgadzałam się żebym została pozbawiona władzy nad Leną, to mnie bardzo zabolało. W stosunku do Krzysia – wtedy – myślałam, że to OK; zresztą nie traktowałam tego jako coś ostatecznego, nie podejrzewałam też, że tak drastycznie będą ograniczane nasze kontakty i niszczona więź.  Ale nad Leną… Dlaczego pozbawienie? Nic w naszych relacjach – między mną, Leną a babcią – się nie zmieniło, jeżeli – to na lepsze. Dziewczyna była prawie dorosła, nie widziałam podstaw, żeby całkowicie pozbawiać mnie w tym momencie władzy rodzicielskiej, gdy miałam pełnię tej władzy w stosunku do niej.  Ale potem wniosek wycofałam.

Dlaczego?

Na jednej sprawie było o dwojgu dzieciach, więc jeżeli napisałam o uzasadnienie wyroku, to automatycznie wstrzymałoby cały proces i Krzyś pozostałby na Święta w placówce, a tego bardzo nie chciałam. Tak mi doradzono wtedy…

Przestraszyłaś się?

Trudno powiedzieć… Po prostu chciałam żeby już z nami był.

A tam w rodzinnym domu dziecka było mu źle?

Chciał wracać do mnie. Byłby bliżej. Tam strasznie daleko, dojazd tragiczny, koszty niesamowite. Nie stać mnie było by tak często tam jeździć jakbym chciała.

Pójście Krzysia do Kasi uważałaś…

za bardzo dobre rozwiązanie. Moja siostra mi mówiła, że Kasia na tej sprawie wtedy wstała i deklarowała przed sądem, że nie będzie utrudniała kontaktów, że bierze Krzysia po to, żeby był w rodzinie, żebym mogła szybciej i łatwiej odzyskać prawa rodzicielskie w przyszłości.

Tak deklarowała?

Tak.

A masz nagranie z tej sprawy?

Z tej mojej sprawy nie ma nagrań, u nas nie nagrywają. Protokół pisemny jest natomiast niepełny. Spóźniłam się na sprawę. Jednak nie ma o tym wzmianki w protokole, zresztą nie ma w nim w ogóle nic na temat mojej obecności na sprawie, mimo że pod sam koniec zabrałam głos w najistotniejszych kwestiach. Mam kopię tego protokołu.

Mógł to ktokolwiek nagrać, choćby telefonem… na przykład twoja siostra…

Tak, teraz wiem, że można. Trzeba tylko zgłosić na sprawie.. Wtedy nie miałam pojęcia, z resztą – spóźniłam się, a nikomu nie zależało na rzetelnym protokole.
W każdym razie w ten oto sposób moja mama i Kowalscy zostali opiekunami prawnymi moich dzieci. Jak Kasia dostała decyzję o natychmiastowym umieszczeniu Krzysia u niej to byłam przekonana, że my obie pojedziemy po dziecko….  Nie, pojechała beze mnie. Z jakimiś swoimi krewnymi, których Krzyś w ogóle nie znał.

Wyrok uprawomocnił się w styczniu 2018, teraz już minęły dwa lata…

Teraz jak na to patrzę – to wszystko odbyło się jakby podstępnie.

Co masz na myśli?

Dlaczego wystąpiono o pozbawienie mnie władzy skoro moja sytuacja w żaden sposób nie uległa zmianie na gorsze? Z synem miałam cały czas kontakt jak był w placówce rodzinnej.  Tęsknił do mnie, przez Skype’a rozmawiał chętnie. Na sprawie i Patryk i moja mama zeznali, że byłam dobrą matką. Nie stosowałam przemocy, dbałam… To jest zapisane w protokole… Wskazywali chorobę alkoholową jako jedyny problem. A ja właśnie wróciłam z leczenia z ośrodka uzależnień. I za to „w nagrodę” sąd pozbawił mnie władzy rodzicielskiej nad obojgiem dzieci. Podstępem – bo przedstawili mi to jako środek do tego by dziecko wróciło do rodziny – z placówki, tej oddalonej o 230 km, w wiosce, w lesie… Połączono sprawy obojga dzieci, mówiono mi , że jak wystąpię o uzasadnienie wyroku w stosunku do Leny Krzyś zapłaci za to dalszym tkwieniem w tej odległej placówce. Moja mama i Kowalscy przedstawiali sądowi całą sprawę – tak jakby Krzyś wracał do najbliższej rodziny. Całej rodziny. Do swojej siostry. Jest między innymi mowa o dwóch babciach, które Krzyś bardzo kocha…. A jak to wygląda teraz? Druga babcia – czyli moja mama- doświadcza u Kowalskich takich utrudnień i upokorzeń, że jest na skraju załamania nerwowego. Wypraszają ją jak ja jestem jeszcze na spotkaniu, musi czekać w samochodzie… Krzyś nie może jej odprowadzić. Babcia nie może Krzysia oczywiście wziąć gdziekolwiek poza jego pokoik…

A jak Krzyś się tam u nich czuje?

Na początku uważałam, że się po prostu przystosował. On bardzo zabiegał o tę rodzinę, o miejsce w niej, chciał przynależeć. To było widać. Jakoś się tam odnajdywał, ciocia z wujkiem mieścili się w jego świecie… Ale teraz?… żeby był szczęśliwy… Nie widzę tego… Faworyzowany jest jednak ich syn (o rok starszy od Krzysia).
Poza tym Kasia jest nadopiekuńcza, wszystko kontroluje, wszystko jest pod jej dyktando. Ze strony Krzysia jest miłość, na pewno, nie mówię, że nie ma. Ale to nie jest zdrowa więź. Odczuwam różnicę między ich rodziną a rodzinnym domem dziecka, w którym był na początku  Krzyś, wprawdzie króciutko. Różnica jest nawet w takiej rzeczy jak równe traktowanie wszystkich domowników czy nawet gości…. Tam pani była jednakowa dla wszystkich. Gdy go tam odwiedziłam, z moją siostrą i koleżanką, to wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole: my, dzieci, pani prowadząca dom dziecka, jej mama.

U Grześków przez ten rok nie zdarzyło się żeby zaproponowali szklankę wody czy herbaty – ani mnie ani mojej 74-letniej mamie. Syn widzi takie traktowanie nas. Sam zaczyna nas lekceważyć. Jest rozdarty. Zdezorientowany.
Na przykład: odbywa się w przedszkolu Dzień Matki, Babci, Dziadka…. I nas nie ma. On cały tydzień uczy się na występy i na te występy nie idzie. Dlaczego nie idziesz?, pytam. Bo nie idę, to jest odpowiedź.

Nie chce iść?

Chciałby, tylko jest zakaz.

Kasia wchodzi w rolę mamy?

Wchodzi.

Ale siedzi w przedszkolu na przedstawieniu jako mama (podczas gdy tobie nie pozwala tam iść na uroczystość)?

Tak, była, siedziała. Natomiast na Dniu Babci i Dziadka Krzyś nie był w przedszkolu na uroczystości. Bo przyjechała druga babcia i z nią spędzali święto.

No tak, wspominałaś, twojej mamy Krzyś nie może nawet odwiedzać…

W maju 2019 odbyła się na wniosek mojej mamy – pierwsza sprawa o ustalenie kontaktów z wnukiem. I teraz jeździ raz na dwa tygodnie, tak jak ja. Do tej pory było tak: ona w soboty, ja w niedziele. Te same godziny. Dwa razy w miesiącu. Później odbyło się na wniosek sądu badane więzi przez specjalistów sądowych. Opinia OZSS, dla nas nieprzychylna, zbudowana była na wielu przeinaczonych i pomylonych faktach. Nie zalecono w opinii poszerzenia kontaktów, rekomendowano utrzymanie ich na dotychczasowym poziomie.
W lutym 2020 roku odbyła się na wniosek babci kolejna sprawa o ustalenie kontaktów.

No i jak się to zakończyło?

Na tej z kolei sprawie sędzia zaproponował stronom ugodę. Babcia była tym zaskoczona, nie znała tego trybu, jednak pod wpływem presji chwili obie z moją siostrą (jej pełnomocniczką) zgodziły się na tę ugodę. Ustalenia, na które moja mama przystała, są bardzo niekorzystne, zarówno dla niej jak i dla Krzysia; wręcz absurdalne. Spotkania równie jak do tej pory rzadkie i nadal jedynie w domu opiekunów… I na dodatek – zmieniony dzień spotkań z babcią na ten sam, w którym są widzenia ze mną i to jeszcze z pokrywającymi się częściowo godzinami.

A jak w ogóle babcia widziałaby te kontakty z wnukiem?

Przede wszystkim –  u niej w domu. Ze względu na jej wiek, stan zdrowia, na obecność Leny. No i takie dwugodzinne spotkania, 1 raz na 2 tygodnie, zawsze w pokoju Krzysia, w mieszkaniu opiekunów nie sprzyjają w żaden sposób pogłębianiu i pielęgnowaniu ich więzi. U babci w domu mogliby gospodarować w kuchni, piec jego ulubione placuszki, grać w grę planszową z siostrą, iść na plac zabaw, do kina czy na spacer, zachowywać się swobodnie. Spotkania takie miałyby szansę być dla Krzysia fajne, atrakcyjne, zbliżać ich do siebie.

Czyli jak teraz te spotkania w praktyce wyglądają, zgodnie z postanowieniem sądu?

Według treści ugody babcia ma przyjeżdżać do Krzysia na godz. 15.00.  W trakcie tego spotkania po upływie jednej godziny, przyjeżdżam do niego ja – na godz. 16.00. Następnie babcia ma odjeżdżać o godz. 17.00 (w trakcie mojej wizyty). Ja z kolei zostaję u Krzysia jeszcze godzinę – do 18.00.
Czy tak dziwaczne, w tak napiętej atmosferze spotkania z najbliższą rodziną mogą służyć dobru dziecka? Czy raczej ma to doprowadzić do tego, że starsza, schorowana kobieta podda się i zrezygnuje z widzeń…

Nie odwołała się?

Chciała składać zażalenie na ugodę. Jednak – za namową urzędniczki w biurze podawczym w sądzie – babcia zrezygnowała i złożyła wniosek o zmianę ugody. Prawdopodobnie w sądzie rejonowym nie chcieli by sprawa poszła do okręgówki. Wniosek pozostaje nierozpatrzony już trzeci miesiąc.

A z Leną Krzyś utrzymuje jakiś kontakt?

Krzyś widział się z siostrą przez ten cały rok w sumie ze trzy razy. Gdy po pierwszych, wynegocjowanych przeze mnie z opiekunami, odwiedzinach Leny u Krzysia, zapytałam opiekunów o możliwość drugiej wizyty – odmówili, powołując się na to, że kontakty miały być sporadyczne. Nie godzą się oni na rozszerzenie kontaktów w stosunku do żadnego członka rodziny z mojej strony.
Lena mogłaby przyjeżdżać z babcią ale opiekunowie też robią problemy. Kowalscy są bardzo nieprzychylni ich spotkaniom… Jak dochodziło te trzy razy do spotkań, to córka bardzo źle się tam u nich czuła. A przecież przedtem rodzeństwo miało zawsze bardzo dobre relacje…
Wykłócam się o te spotkania w esemesach, bo telefonu nie odbierają. Na esemesy Grzegorz odpisuje, ale później je drukują i niosą do sądu, że ich nękam.

To z Krzysiem też nie możesz rozmawiać przez telefon?

Nie.

Sąd tak ustalił?

Nie, nie poruszyliśmy sprawy kontaktów telefonicznych. To był mój błąd. Ale myślę, że kontakty telefoniczne opiekunowie też by utrudniali. Jeszcze jak nie byłam zablokowana – zadzwoniłam i powiedziałam, że chcę rozmawiać z Krzysiem. Grzegorz odebrał i powiedział, że Krzyś nie chce ze mną rozmawiać. A ja na to, że chcę to od syna usłyszeć, proszę dać mi go do telefonu, niech mi to powie. No i Krzyś podszedł. Spytałam go: Porozmawiasz z mamusią? Co u ciebie? Mówi: Nie wiem. I to Nie wiem  było już dlatego, bo Grzegorz stał przy nim. Trochę się pośmiałam, pożartowałam: Jak to nie wiesz? I już zaczął normalnie ze mną gadać. W tle tylko usłyszałam: Kończ rozmowę… A ile rozmawialiśmy, minutę? Potem mówię do Grzegorza: No i co? Nie chce ze mną rozmawiać? Chce, tylko mu zabraniacie.

Podam jeszcze przykład o babci… Raz nie mogła z jakiegoś powodu do Krzysia przyjechać, chora była czy źle się czuła… Poprosiła Grzegorza o rozmowę telefoniczną. Opiekunowie podali Krzysiowi telefon lecz ustawili go na głośno mówiący… A przecież jak jest widzenie to i tak nie uczestniczą, nie siedzą w tym samym pokoju…. Chyba, że słyszą przez drzwi…

To więź dziecka z wami, przede wszystkim z tobą – może słabnąć…

Mnie to najgorzej boli. Bo rozumiem to, że on jest w innej rodzinie, sama kiedyś chciałam, żeby właśnie tam był, tylko chciałam, żeby był w zdrowej rodzinie, która nie niszczy jego więzi ze mną i z najbliższymi. Jestem prawie pewna, że w przyszłości będzie miał kłopoty psychiczne.

Ma na pewno mieszane uczucia jak chodzi o kontakty z najbliższymi…

Tłumaczę opiekunom: Jeżeli go naprawdę kochacie to nie zabraniajcie mu kontaktów z rodziną, bo od tego zależy jego prawidłowy rozwój. Grzegorz powiedział: Nie baw się w psychologa, my wiemy co jest dla niego dobre.
Prawie za każdym razem stawiają mi jakieś zarzuty.
Kiedyś ofiarowałam Krzysiowi oprawione zdjęcie, na którym jesteśmy oboje (do postawienia na biurku). Wyjęli z ramki, schowali do albumu, ramkę mi oddali.
Krzyś w domu – według relacji Kasi – jest bardzo agresywny, np. strasznie krzyczy; Kasia ukrywa większość tego typu spraw przed mężem.
Nigdy nie wolno Krzysiowi odprowadzać do auta ani babci ani mnie po skończonej wizycie.
W ogóle u nich w domu wszystko opiera się na zakazach i nakazach. Krzysiowi nie wolno zerwać u nich w ogrodzie i zjeść owoców. Nie wolno mu bawić się w gry edukacyjne ze mną, bo opiekunowie twierdzą, że testuję syna. Nie pozwalają mu też robić żadnych wspólnych zdjęć ze mną.
Gdy podczas spotkań Krzyś siedzi u mnie na kolanach a usłyszy np. kichnięcie wujka, który jest piętro niżej to aż do góry podskakuje ze strachu; jest zdezorientowany, nie wie czy ma zejść z kolan czy zostać. Krzyś już wcześniej często wspominał babci: Mam tylko same kary i kary i nie wiem za co są te kary.
Wiem od Krzysia (było to zaraz po przeniesieniu go do Kowalskich z tej placówki rodzinnej, za Poznaniem), że opiekunowie straszyli go, że jak nie będzie grzeczny to wróci do domu dziecka (potwierdziła to w rozmowie ze mną Kasia, powiedziała, że dzięki temu Krzyś ich słucha).

Zastanawiam się – jak opiekunami, u których stale zamieszkuje dziecko, mogą  przez tak długi czas być osoby, co do których nie zgodzono się by zostali rodziną zastępczą…

Sąd o tym zdecydował. PCPR był bardzo zdziwiony. Na badaniu psychologicznym w PCPR-ze Kasia i Grzegorz w każdym pokoju mówili co innego, wybielali się, próbowali swoją rodzinę w dobrym świetle przedstawić.
Mimo wszystko pierwsze pół roku, od kiedy syn zamieszkał u Kowalskich, widywałam się z nim bez ograniczeń. Wszystko się popsuło gdy z okazji Dnia Dziecka w 2018 roku pojechałam z Krzysiem nad jezioro i tam odkryłam siniak (pręgę) na jego pośladku. Krzyś powiedział, że wujek go uderzył, ale tylko raz. Potem, według dalszej relacji syna, wujek trzymał jego ręce do góry a ich syn, o rok starszy od mojego, boksował go po brzuchu i Krzysia to bolało… Zrobiłam zdjęcie siniaka. Gdy następnie zwróciłam się o wyjaśnienia do Kowalskich – ograniczyli oni kontakty dziecka ze mną a później całkowicie je ucięli. Od tamtej pory jest konflikt między mną a nimi. Widywałam syna na tyle rzadko, że w sierpniu 2018 założyłam sprawę w sądzie o ustalenie kontaktów. Sprawa toczy się do dziś.

Prawie dwa lata…

A zgłosiłaś gdzieś podejrzenie przemocy fizycznej ze strony opiekuna?

W sądzie powiedziałam. I potem na badaniu w Opiniodawczym Zespole Specjalistów Sądowych, gdy sąd zlecił ponownie badanie psychologiczne w związku z moimi staraniami o częstsze kontakty. Specjaliści przeprowadzili badania –  w listopadzie 2018. Byłam ja, Krzyś, moja mama, Kowalscy. W wydanej na podstawie tych badań opinii pomylono czas i miejsce przytaczanych zdarzeń. Pominięto całkowicie opinię psychologów z PCPR-u z 2017 roku niekorzystną dla opiekunów i dyskwalifikującą ich jako rodzinę zastępczą dla Krzysia. W opinii OZSS było natomiast bardzo dużo o mojej złej przeszłości, stwierdzono też, że matka biologiczna manipuluje dzieckiem i zalecono utrzymanie kontaktów z dotychczasową częstotliwością, nadal wyłącznie w miejscu zamieszkania opiekunów. Jak chodzi o zrelacjonowane przeze mnie podejrzenie przemocy fizycznej wobec dziecka ze strony opiekuna – zostało to pominięte całkowicie, zarówno w samej opinii jak i w ogóle. Nic z tą wiadomością nie zrobiono i więcej nigdy o to nie pytano.

A te formalne pomyłki w opinii z OZSS (w kwestii czasu zdarzeń), próbowałaś wyjaśniać?

Spostrzegłam to niestety dopiero po dłuższym czasie. Mój poprzedni adwokat też się w tym nie zorientował.
Bardzo żałuję też, że podejrzenia przemocy fizycznej nie zgłosiłam od razu do prokuratury. Może przemoc fizyczna była incydentalna, natomiast wydaje mi się, że przemoc psychiczna ma miejsce non stop. Według mnie Krzyś jest ciągle wystraszony.
Na przykład już dawno Kasia  relacjonowała mojej siostrze i mojej mamie jak dobrze sobie radzi z Krzysiem: powiedziała mu mianowicie, że w domu są kamery i stale go obserwują, czyli ona wszystko o nim wie.
Sprawę tę ujawniłam wtedy na badaniu w OZSS. Nie zostało to jednak w żaden sposób odnotowane. OZSS w ogóle nie diagnozował, nie badał Kowalskich. A przecież…  Jakie Kasia ma kwalifikacje wychowawcze? Owszem, wychowywała swojego młodszego brata Patryka, bo oboje ich rodzice ostro pili…
Patryk też jest cały czas mocno uzależniony. I ze swoim nałogiem nie zerwał. Nawet nie próbował. I teraz Kasia się wzięła za wychowywanie swego bratanka. Bez terapii własnej, bez rodzinnej, bez wsparcia psychologicznego, bez szkoleń.

Jacy są Kowalscy dla Krzysia?

Opiekunowie w sprawozdaniach do sądu zgłaszali różne trudności w funkcjonowaniu codziennym Krzysia. Mam te ich sprawozdania. W jednym pisali:
Dziecko przy każdym spotkaniu (mowa o spotkaniu ze mną)  otrzymuje prezenty (zabawki, słodycze), do czego dziecko bardzo szybko się przyzwyczaiło i dla nas opiekunów nie jest to łatwe gdyż dziecko domaga się coraz więcej.  Krzyś od tego czasu jest pewny siebie, mimo że za tym kryją się kłamstwa. Postępuje impulsywnie nie zdając sobie sprawy, że kogoś krzywdzi.
Rzeczy, które dostaje są tylko dla niego, nie chce bawić się nimi z innymi dziećmi, również z naszym synem (…)  Stara się być w centrum uwagi (…)
Staramy się wraz z mężem dużo mu tłumaczyć jak powinien się zachowywać i postępować (…)
Można przypuszczać, że życie Krzysia podzielone jest na dwa światy, ten w którym jest matka dziecka i babcia oraz ten, który zamieszkuje obecnie z nami.

Czyli opiekunowie widzą to rozdarcie Krzysia…

Z ich sprawozdań wynika, że oczekują, że 6-letnie dziecko będzie dzieliło się z ich synem zabawkami i słodyczami, które dostaje od odwiedzającej go jeden raz na dwa tygodnie matki?

No.. najwidoczniej.

Grzegorz przez 12 lat był zawodowym wojskowym. Przez dłuższy czas służył w Afganistanie.

Jak widzę wystraszonego wciąż Krzysia – domyślam się jakie w ich rodzinie przeważają metody wychowawcze. Dziecko już teraz, w zerówce, ujawnia duże kłopoty emocjonalne . Boję się co będzie kiedy dojdzie do odrabiania lekcji i zajmie się nim wujek ze swoimi rygorystycznymi metodami.

Jak teraz, w czasie pandemii wyglądają twoje kontakty z synem?

Jak zaczęła się pandemia dzień przed wyznaczoną wizytą dostałam esemesa od Grzegorza:
Dzień dobry. Ze względu na bezpieczeństwo proszę się jeszcze zastanowić nad jutrzejszymi odwiedzinami.
Pojechałam.
Krzyś przez całe nasze spotkanie był bardzo czujny. … Gdy zdjęłam rękawiczki Krzyś zszedł na dół i spytał wujka czy mogę… Rozmowę słyszałam. Wujek wydawał mu polecenia co Krzyś z kolei ma zalecić mnie. Krzyś przyszedł z wiadomością: Możesz mieć ściągnięte rękawiczki ale maskę musisz mieć na buzi. W czasie tego dwugodzinnego spotkania aż trzy razy wychodził z informacjami do Grzegorza, który siedział w kuchni na dole. Na przykład gdy wyjęłam telefon by coś synowi pokazać, Krzyś zaczął panikować mówiąc: Po co wyjmujesz telefon? Czego szukasz? Bo pójdę po wujka…
Spytałam Krzysia: Dlaczego chodzisz do wujka i mówisz o wszystkim co robię? Krzyś: Bo tak trzeba...
Od tego czasu byłam u syna cztery razy.
Krzyś nie przeżywa już tak jak dawniej naszych spotkań. Jest czujny i gotowy do spełniania wszystkich poleceń wujka (m.in. donosząc mu, nawet na bieżąco, o różnych szczegółach naszych rozmów).

Wydaje się dzieckiem bardzo obciążonym…

Krzyś nie wierzy mi, ma do mnie mniej zaufania niż kiedyś. Na naszym ostatnim spotkaniu usłyszałam od niego: Ja już wiem na co cię stać. Już ja cię znam. Tak do mnie nie mówił nigdy. Do tej pory liczył się z moim zdaniem. Krzyś powiedział mi też ostatnio, że odwiedzi mnie dopiero jak skończy 18 lat.

Wygląda na to jakby system nie widział prawdziwych potrzeb dziecka. Jak to możliwe?

To małe miasto, wszyscy się tutaj znają. Jest właściwie tylko trzech sędziów wydziału rodzinnego. W MOPS-ie są tylko dwie asystentki rodziny. Jedna z nich jest córką sędziego.
Kowalscy mają w wielu instytucjach znajomości. Jednoznacznie negatywna opinia PCPR-u dotycząca ich kwalifikacji opiekuńczo-wychowawczych oraz pozytywne opinie psychologów o mnie i o moich próbach wzmacniania mojej więzi z synem, nie są w ogóle brane pod uwagę przez sąd.

Bardzo mnie boli, że pomimo pism, które składam do sądu nic praktycznie nie jest wyjaśniane. Wszystko w naszym małym mieście w sądzie jest rozstrzygane na moją niekorzyść, zawsze wyciągana jest moja przeszłość, z którą zerwałam.

Jak układa się twoja współpraca z asystentką rodziny?

Teraz – w czasie pandemii – dzwoni mniej więcej co tydzień, przedtem przychodziła. Ale nasze rozmowy to jakieś banały, ploteczki, nic konkretnego. Ostatnio nie odzywała się ponad trzy tygodnie.

A plan pracy z tobą – został stworzony?

Tak.  Plan obejmuje moją stałą pracę zarobkową, systematyczną terapię, trwałą abstynencję. Wszystkie te warunki spełniam od dawna. Do tego nie potrzebna mi asystentka.

No a plan pracy nad powrotem dziecka do ciebie? Asystent MOPS-u to przecież asystent rodziny, a nie twój trener rozwoju osobistego…

Asystentka mi nie zaproponowała żadnego planu pracy nad powrotem Krzysia do mnie.
Nigdy nie kontaktuje się ona z wychowawczynią z zerówki mojego syna, ani z babcią czy siostrą Krzysia ani przede wszystkim z jego opiekunami prawnymi, u których dziecko mieszka. Nie widuje ich wcale – tak z resztą jak samego Krzysia.

Zastanawiam się jak instytucje państwowe widzą przyszłość waszej rodziny? Twoją, Krzysia, Leny?
Czemuś przecież te wszystkie działania instytucjonalne mają służyć: opieka prawna ustanowiona przez sąd nad Krzysiem, asystentka rodziny, przyznana ci już od dnia 13 września 2019 roku przez MOPS… No i uregulowane (zabezpieczone) przez sąd kontakty dziecka z matką i z babcią – które trwają cały czas…

Spytam się jeszcze raz o twoje kontakty z dzieckiem… Zdarzyło ci się opuścić jakieś spotkanie?

Nie.

A spóźnić się? Czy wyjść z ważnego powodu wcześniej?

Nigdy. Choć czasem jestem tak załamana na widzeniu, wręcz zdruzgotana, gdy traktują mnie jak intruza, kontrolują i upokarzają przy dziecku. Wyczuwam, że Krzysiowi nakazują mieć baczenie na mnie, trenują go by mnie obserwował i meldował im czy np. nie zrobiłam jakiegoś zdjęcia itp. … Chciałam ostatnio zobaczyć jakieś prace plastyczne, które w czasie pandemii wykonywał do przedszkola. Nie ! Mam zakaz.
Nic mi nie wolno. Wolno mi jedynie kupować prezenty – ale tylko takie jak  życzy sobie wujek.
Zbliżają się urodziny Krzysia. Grzegorz łaskawie pozwolił mi zadzwonić do Krzysia w sprawie prezentu.  Zadzwoniłam cztery godziny później niż się umówiliśmy. Wcześniej po prostu nie mogłam. Najpierw Grzegorz mnie zrugał esemesowo za niedotrzymanie terminu ale w końcu pozwolił zadzwonić o tej dwudziestej.
Krzyś bardzo ucieszył się gdy mnie usłyszał. Z entuzjazmem przyjął wiadomość o klockach lego, zestawie „Straż pożarna”. Ale natychmiast w czasie rozmowy zmienił zdanie i powiedział nieee… Spytałam o „Policję”…. Usłyszałam w tle głos wujka, który podpowiadał mu, że jest jeszcze jakiś zestaw „górski” (Straż czy Policja górska…). Naszą rozmowę zdominowała kwestia prezentu. Byłam spięta. Krzyś chyba też.

W każdym razie wniosek mam taki – wujek steruje Krzysiem w najdrobniejszych sprawach. Na rozmowę ze mną pozwolił dopiero gdy miała ona dotyczyć zakupu przeze mnie prezentu. Wychowuje Krzysia na materialistę.

Acha… Jeszcze Krzyś pod koniec rozmowy zarzucił mi, że zadzwoniłam nie o tej godzinie, o której powinnam. Wytłumaczyłam mu, że nie mogłam.

W kontaktach z opiekunami, którzy wychowują moje dziecko, czuję się gorzej niż w więzieniu, gorzej niż na przesłuchaniu…

Ile lat Asiu nie pijesz?

Całkowicie wytrzeźwiałam prawie 2 lata temu. Mój ojciec nie pije już 14 lat. Jest dla mnie żywym przykładem, że można zerwać z nałogiem.

Ile ty miałaś lat jak on przestał?

32 lata…

Całe Twoje dzieciństwo i młodość były pod znakiem jego nałogu?

Mhm. Tylko mama jest bez uzależnień. Chociaż…. współuzależniona.

Podsumowując, jak teraz wygląda twoje życie Asiu?

Pracuję od ponad roku na trzy zmiany w zakładzie produkcyjnym w naszej miejscowości. Uczę się zaocznie w liceum.
Chodzę systematycznie do terapeuty uzależnień i do psychologa.
Mieszkam sama, mam własnościowe mieszkanie, dwupokojowe. Jeden pokój specjalnie urządzony czeka od dawna na powrót Krzysia.
Udzielam się jako wolontariuszka w Stowarzyszeniu Dla Zwierząt. Tworzę dom tymczasowy dla psów ze schroniska.
Zapisałam się do Szkoły dla Rodziców. To będzie cykl dla bardziej zaawansowanych; bo w kursie dla początkujących uczestniczyłam w 2017 roku.
Zajmuję się córką Leną, która mieszka u babci. To ja chodzę na wywiadówki, ja zorganizowałam jej psychoterapię. Córka jest bardzo za mną, mamy dobry kontakt. Uwielbia malować i rysować, myślę, że w ten sposób radzi sobie z problemami emocjonalnymi.
Moje życie wypełnia walka o odzyskanie syna, a także walka o rozszerzenie z nim kontaktów i uratowanie więzi. Odwiedzam go regularnie według ustalonego przez sąd harmonogramu.

17 lutego 2020 roku złożyłam do sądu wniosek o przywrócenie władzy rodzicielskiej nad Krzysiem. Nie mam żadnej odpowiedzi ani wyznaczonego terminu rozprawy.

Czego najbardziej się obawiasz?

Obawiam się, że opiekunowie mogą wyjechać z moim synem do innego miasta. Że mogą starać się o jego adopcję.
Ale najbardziej boję się, że nie zdołam odbudować więzi z moim dzieckiem.

Ostatnio dużo mówi się o alienacji rodzicielskiej. Moim zdaniem, bardzo dużo faktów świadczy o tym iż Krzyś jest ofiarą takiej alienacji. Doświadczam jej przede wszystkim ja jako matka – wykluczana i maksymalnie odsuwana przez opiekunów mojego dziecka, ale alienowane są także babcia i siostra Krzysia. Im bardziej zgłębiam ten temat tym bardziej jestem zaniepokojona rozwojem mojego syna. Alienacja to forma przemocy psychicznej uderzającej zarówno w alienowanego rodzica jak i w dziecko.
Dobro mojego dziecka jest zagrożone – tego jestem pewna. Jeśli opiekunowie będą nadal obrzydzać Krzysiowi nasze spotkania, kontrolować każdy jego najdrobniejszy krok, upokarzać mnie w jego oczach, wciąż go zastraszać i szantażować emocjonalnie to czy Krzyś będzie jeszcze chciał do mnie wrócić?

Czy w ogóle zdołam to zmienić? Jeśli tak – to czy Krzyś wróci do nas – otwarty, wesoły i szczęśliwy jak kiedyś?

Modlę się o to. Wierzę, że Pan Bóg wysłucha moich modlitw. On jedyny zna prawdę.

Wywiad był przeprowadzony w zimie i wiosną 2020r. Wszystkie imiona i nazwiska oprócz rozmówczyni zostały zmienione.
Z Joanną rozmawiała Anna Guzek.
fot. Matylda Borczyńska

 

One thought on “Najbardziej boję się tego, że nie zdołam odbudować więzi z moim dzieckiem. /Rozmowa z Joanną/

  1. Jestem poruszony. Historia jest bardzo złożona, dramatyczna, wiele w niej wątków. Dobrze, że taki wywiad opublikowano. Siłą rzeczy to jednak zawsze „wersja” jednej strony. Niemniej brzmi naprawdę przekonująco. Rodzi się we mnie duma z Pani Joanny za jej odwagę zmiany życia, podjęcie tylu kroków! Na miłość Boską, czasem ludzie próbują choć cokolwiek zmienić w swoim życiu, a Ona aż tyle. Serce się kraje, gdy myśli się o Krzysiu i Lenie, o wszystkich co przeżyli i przeżywają. No i wiele zamieszania w tych sprawach prawnych… Dużo sił na wszystko!

Skomentuj Jarosław Anuluj pisanie odpowiedzi