Zamknięta karta… Czy na pewno? /Słowo od matki adopcyjnej/.

REFLEKSJA MAMY ADOPCYJNEJ DWOJGA DZIECI, OBECNIE JUŻ DOROSŁYCH…:

Nasze dzieci adoptowaliśmy przed osiemnastoma laty, były już wtedy dość duże: w wieku wczesnoszkolnym i przedszkolnym. Patrzę na cały ten czas i widzę go jako okres zaskakującego rozwoju dla nas, rodziców…  Jako niesamowitą przygodę – najważniejszą przygodę naszego życia…

Przygodę fascynującą ale też, jeśli tak można to określić, ekstremalną…
Wiele lat mojego adopcyjnego macierzyństwa to samotność, ciągła walka, czasem rozpacz i poszukiwania po omacku…

Zastanawiam się: czego najbardziej brakowało mi w tym początkowym okresie…?
Chyba:
– książek, poradników, które poleciłby nam jakiś fachowiec:  pracownica ośrodka adopcyjnego, lekarz czy nauczycielka…
– wsparcia, pomocy i rady ze strony specjalistów, informacji o terapii…
– znajomości jakiejkolwiek rodziny adopcyjnej czy zastępczej.

A co najbardziej mi przeszkadzało… ?
– dwuznaczny klimat społeczny wokół zagadnienia adopcji,
– niejasności i niekonsekwencje prawne.
Dwuznaczność: bo z jednej strony byliśmy podziwiani (wiele osób uważało się za upoważnionych do chwalenia nas za nasz „bohaterski czyn”) a z drugiej strony bardzo często spotykaliśmy się z traktowaniem rodzicielstwa adopcyjnego jako „rodzicielstwa drugiej kategorii” (nawet określenia: „dzieci z odzysku” czy „złodzieje dzieci”).
Nie raz zastanawiałam się skąd ta dwuznaczność. Może stąd, że aby jedna rodzina mogła się cieszyć i budować – wcześniej inna musiała przeżyć tragedię i porażkę.
W każdym razie to dwoiste postrzeganie społeczne adopcji owocuje też niespójnymi i niesprawiedliwymi przepisami prawnymi, które z kolei utrwalają i pogłębiają tabu i nakręcają spiralę nieporozumień (np. utajnienie i kłamstwo, niemożność odnalezienia się rozdzielonego rodzeństwa…)

Książka włoskiego psychoterapeuty Antonio D’Andrea pt. „Czas Oczekiwania” – przeznaczona dla kandydatów na rodziców adopcyjnych oraz dla specjalistów – bardzo pięknie mówi o adopcji jako o spotkaniu się dwóch światów. Aby mogło to być prawdziwe spotkanie, a nie zderzenie lub minięcie się – światy powinny być na siebie otwarte. I na to spotkanie odpowiednio przygotowane.
U nas – wtedy – przygotowania zabrakło…
Zarówno my nie byliśmy od strony psychologicznej przygotowani jak i zapewne dzieci. Sam fakt, że nigdy nie pytały o nic konkretnego w związku ze swą przeszłością, świadczy, że chyba nie było z nimi wcześniej rozmów dotyczących tego czy ich biologiczna rodzina to „zamknięta karta”, a jeśli tak to dlaczego…

Od samego początku, jak tylko dzieci pojawiły się u nas, rozmawiałam z nimi o ich wspomnieniach – o rodzicach, rodzeństwie, domu dziecka, o mieście skąd pochodzą. Wielu rzeczy nie udawało się jednak odtworzyć. Nie było żadnego zdjęcia, dokładnych informacji o imionach, wieku, liczbie rodzeństwa…
Zastanawiam się więc, co czują dzieci, z którymi w nowej rodzinie nikt nie rozmawia o ich przeszłości, nikt nie jest ani trochę ciekaw niczego z ich wcześniejszego życia ? Wręcz jest to temat zakazany, przemilczany, skrzętnie omijany…
I nieznane są zupełnie losy rodzeństwa, które poszło do adopcji (nierzadko nie udaje się nawet ustalić kraju).

Włoski autor porównuje adopcję do budowania mostu.
Most, który łączy dwie przestrzenie – przestrzeń adopcyjnych rodziców z przestrzenią dziecka – aby mógł być stabilny i bezpieczny musi też łączyć dwa czasy: historię dziecka sprzed adopcji, wszystkie jego doświadczenia z rodziny biologicznej, a także placówek lub innych rodzin zastępczych – z nową, właśnie rozpoczynającą się historią wspólną.

Bardzo dobrze oddaje to motto książki:
„Uzyskanie nowej tożsamości
nie oznacza zdradzenia poprzedniej,
lecz wzbogacenie własnej osoby o nowe doświadczenia”.

Dodaj komentarz